niedziela, 30 marca 2014

Illusion bez złudzeń

Oczywiście zaliczyłem z rana wkrętkę na YT i dlatego pisze to tak późno. Zacząłem oglądać tegoroczne odcinki The Atheist Experience i po prostu wsiąkłem.

Siłą woli i chęcią podzielenia się z Wami moim wrażeniami z piątkowego koncertu, niniejszym rozpoczynam swoja relację/recenzję J

Start

Oczywiście żaden koncert w Stodole nie może się zacząć bez obowiązkowej wizyty w Cafe Rock’n’Roll przy Metrze Politechnika. Z jednej strony to moje miejsce w Warszawie, z którym jestem osobiście związany, z drugiej strony to po drodze.
Po godzinie wizyty, wypiciu soczku i chwili wśród znajomych ruszyłem na podbój Stodoły. Spotkałem kilak dawno nie widzianych twarzy i były to fajne i miłe spotkania. 
Zaczynam też doceniać samotne wycieczki na koncerty, bo mogę się skupić na muzyce i nie uruchamiać mojej opiekuńczości wobec kobiet czy troski wobec współtowarzyszy. Przybywam, kiedy chcę, robię, co chcę i wychodzę, kiedy uznam, że mam dość. Bez krytyki, jęków i zależności. Chyba częściej muszę chodzić na koncerty sam.

The Collectors – I support

Jak dla mnie – dno. Nie dość, że muzyka byle, jaka i powtarzalna, to jeszcze potraktowali publiczność Illusion jak gimbazę z Fejsbuka. Tekst „bawcie się razem z nami i chodźcie bliżej, mamy płyty i breloczki do rozdania” – spowodował, ze natychmiast zapragnąłem zapalić i w tym celu opuściłem salę…i nie byłem jedyny. Sorki, ale jeśli grasz, jako rozgrzewka przed zespołem, który od ponad 20 lat jest ikoną na polskiej scenie muzycznej, nie możesz publiczności traktować jak małolatów z lokalnego domu kultury. Na ten koncert nie przyszli ludzie, którzy mieli po dwanaście lat tylko w większości byli to ludzie w okolicach trzydziestki…zespół chyba nie do końca rozumie, ze jak się wchodzi w granie z weteranami to nie wolno traktować ich publiczności jak małolatów. Dlatego nawet jak by mnie zmuszano, to nie posłucham czy mieli rzeczywiście coś muzycznie do zaoferowania. Sram na to. Grali jak milion innych kapel, mają gitarzystę, który pozuje na glam-sexy-beast, a nie reprezentują poza tym nic.

O.Torvald – II support

Kapela z Ukrainy. Tam podobno mają ugruntowaną pozycję w świecie muzyki rockowej. I to jest dla mnie ok. Fajny kontakt z publicznością, nawiązanie do Majdanu zrobione raczej z obowiązku niż z potrzeby. Nieźle też wpisali w zalatujące punk-rockiem brzmienia udział DJa. Poza tym…jeśli mam być szczery, to nie zaskoczyli, ale też nie rozczarowali. Biorąc pod uwagę obydwa supporty, to chyba bardziej mnie rozruszały kawałki Tool’a puszczane między zespołami.

Illusion

Po prostu weszli i przyjebali. Nie wiem jak to inaczej opisać. Cztery albo pięć klasyków, w tym „Vendetta”, „Nikt” i „To co ma nadejść”. „Cała sala śpiewa z nami” nabrało nowego znaczenia, bo części tekstu nawet Lipa nie musiał śpiewać, Stodoła go wyręczyła.

Następnie Tomek zapowiedział, że będzie trudniej i chłopaki zagrali całą nowa płytę! Mnie zwłaszcza powalił nawiązujący do stonerowej klasyki kawałek „O pamięci po sobie”. Czysto hipnotyczny i transowy. Po prostu magia!

Po tym powrót do klasyki. „Nóż”, „Wojtek” i „Na luzie” rozruszały salę do granic energetycznego wybuchu. Zwłaszcza „Na luzie”. Lipa nie omieszkał dorzucić od siebie kilku słów przy okazji tego utworu, który nie stracił nic na swojej aktualności. Zastanawiam się tylko czy skandowane z publiki „Pierdolę przemoc” było rytuałem czy rzeczywistą deklaracją. Mimo to, miał to w sobie siłę.


Doprowadzony do wrzenia klub dostał szybko pigułkę. Zamiast wyjść na kokietujące pięć minut, Tomek po prostu powiedział – „Mamy przygotowane jeszcze dwa kawałki i po prostu je zagramy”. I zagrali „Bracie” i „Tylko”. I powiem tak – po ponad półtoragodzinnej dawce energii, te dwa spokojne utwory spowodowały, że gardło mi się zacisnęło i jak wielu osobom z publiczności łzy napłynęły do oczu. To niesamowite jak muzyka może oddziaływać i manipulować naszymi emocjami, jeśli na to pozwolimy. Widok dziewczyn płaczących do tego ostatniego utworu był widokiem, który na długo mi zostanie w pamięci…



Illusion postawiło bardzo wysoko poprzeczkę w zakresie moich oczekiwań koncertowych. W tym roku wybieram się na jeszcze kilka koncertów i jak na razie to piątkowy koncert jest wyznacznikiem jakości. Pomijam supporty, które troszkę mnie rozczarowały, jako całość. Teraz siadam i muszę
w spokoju posłuchać jeszcze raz całej nowej płyty, bo wiem, że jeszcze jej nie odkryłem.

Następny koncert, na którym będę na 100% to 25 czerwca Ghost, też w stodole. Widziałem ich na Impact i czuję niedosyt. Myślę, że w klubie robią lepsze show.

***

Jutro wpis o zabarwieniu polityczno-ekonomicznym, we wtorek autorska celebracja dwuletniej abstynencji. Zatem…trzymajcie się!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz