Oczywiście zaliczyłem z rana wkrętkę na YT i dlatego pisze
to tak późno. Zacząłem oglądać tegoroczne odcinki The Atheist Experience
i po prostu wsiąkłem.
Siłą woli i chęcią podzielenia się z Wami moim wrażeniami z piątkowego
koncertu, niniejszym rozpoczynam swoja relację/recenzję J
Start
Oczywiście żaden koncert w Stodole nie może się zacząć bez
obowiązkowej wizyty w Cafe Rock’n’Roll
przy Metrze Politechnika. Z jednej strony to moje miejsce w Warszawie, z którym
jestem osobiście związany, z drugiej strony to po drodze.
Po godzinie wizyty, wypiciu soczku i chwili wśród znajomych ruszyłem
na podbój Stodoły. Spotkałem kilak dawno nie widzianych twarzy i były to fajne
i miłe spotkania.
Zaczynam też doceniać samotne wycieczki na koncerty, bo mogę
się skupić na muzyce i nie uruchamiać mojej opiekuńczości wobec kobiet czy
troski wobec współtowarzyszy. Przybywam, kiedy chcę, robię, co chcę i wychodzę,
kiedy uznam, że mam dość. Bez krytyki, jęków i zależności. Chyba częściej muszę
chodzić na koncerty sam.
The Collectors – I support
Jak dla mnie – dno. Nie dość, że muzyka byle, jaka i
powtarzalna, to jeszcze potraktowali publiczność Illusion jak gimbazę z
Fejsbuka. Tekst „bawcie się razem z nami i chodźcie bliżej, mamy płyty i breloczki
do rozdania” – spowodował, ze natychmiast zapragnąłem zapalić i w tym celu
opuściłem salę…i nie byłem jedyny. Sorki, ale jeśli grasz, jako rozgrzewka
przed zespołem, który od ponad 20 lat jest ikoną na polskiej scenie muzycznej,
nie możesz publiczności traktować jak małolatów z lokalnego domu kultury. Na ten koncert nie przyszli ludzie, którzy mieli po dwanaście lat tylko w
większości byli to ludzie w okolicach trzydziestki…zespół chyba nie do końca
rozumie, ze jak się wchodzi w granie z weteranami to nie wolno traktować ich
publiczności jak małolatów. Dlatego nawet jak by mnie zmuszano, to nie posłucham
czy mieli rzeczywiście coś muzycznie do zaoferowania. Sram na to. Grali jak
milion innych kapel, mają gitarzystę, który pozuje na glam-sexy-beast, a nie
reprezentują poza tym nic.
O.Torvald – II support
Kapela z Ukrainy. Tam podobno mają ugruntowaną pozycję w
świecie muzyki rockowej. I to jest dla mnie ok. Fajny kontakt z publicznością,
nawiązanie do Majdanu zrobione raczej z obowiązku niż z potrzeby. Nieźle też
wpisali w zalatujące punk-rockiem brzmienia udział DJa. Poza tym…jeśli mam być
szczery, to nie zaskoczyli, ale też nie rozczarowali. Biorąc pod uwagę obydwa supporty,
to chyba bardziej mnie rozruszały kawałki Tool’a puszczane między zespołami.
Illusion
Po prostu weszli i przyjebali. Nie wiem jak to inaczej
opisać. Cztery albo pięć klasyków, w tym „Vendetta”, „Nikt” i „To co ma nadejść”.
„Cała sala śpiewa z nami” nabrało nowego znaczenia, bo części tekstu nawet Lipa
nie musiał śpiewać, Stodoła go wyręczyła.
Następnie Tomek zapowiedział, że będzie trudniej i chłopaki
zagrali całą nowa płytę! Mnie zwłaszcza powalił nawiązujący do stonerowej
klasyki kawałek „O pamięci po sobie”. Czysto hipnotyczny i transowy. Po prostu
magia!
Po tym powrót do klasyki. „Nóż”, „Wojtek” i „Na luzie” rozruszały
salę do granic energetycznego wybuchu. Zwłaszcza „Na luzie”. Lipa nie omieszkał
dorzucić od siebie kilku słów przy okazji tego utworu, który nie stracił nic na
swojej aktualności. Zastanawiam się tylko czy skandowane z publiki „Pierdolę
przemoc” było rytuałem czy rzeczywistą deklaracją. Mimo to, miał to w sobie
siłę.
Doprowadzony do wrzenia klub dostał szybko pigułkę. Zamiast wyjść na kokietujące pięć minut, Tomek po prostu powiedział – „Mamy przygotowane jeszcze dwa kawałki i po prostu je zagramy”. I zagrali „Bracie” i „Tylko”. I powiem tak – po ponad półtoragodzinnej dawce energii, te dwa spokojne utwory spowodowały, że gardło mi się zacisnęło i jak wielu osobom z publiczności łzy napłynęły do oczu. To niesamowite jak muzyka może oddziaływać i manipulować naszymi emocjami, jeśli na to pozwolimy. Widok dziewczyn płaczących do tego ostatniego utworu był widokiem, który na długo mi zostanie w pamięci…
Illusion postawiło bardzo wysoko poprzeczkę w zakresie moich oczekiwań koncertowych. W tym roku wybieram się na jeszcze kilka koncertów i jak na razie to piątkowy koncert jest wyznacznikiem jakości. Pomijam supporty, które troszkę mnie rozczarowały, jako całość. Teraz siadam i muszę
w spokoju posłuchać jeszcze raz całej nowej płyty, bo wiem, że jeszcze jej nie odkryłem.
Następny koncert, na którym będę na 100% to 25 czerwca
Ghost, też w stodole. Widziałem ich na Impact i czuję niedosyt. Myślę, że w
klubie robią lepsze show.
***
Jutro wpis o zabarwieniu polityczno-ekonomicznym, we wtorek
autorska celebracja dwuletniej abstynencji. Zatem…trzymajcie się!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz