Jestem ateistą. Pewnie wszyscy, którzy śledzą moje
poczynania na blogu i na FB to wiedzą. Chce jednak napisać o tym, co dla mnie
jest ważne w tej kwestii oraz dlaczego, dla mnie, ateizm nierozłącznie wiąże
się z antyklerykalizmem i krytycznym podejściem do instytucji religii.
Korzenie
Ateizm jest naturalną i pierwotną formą myślenia dla
człowieka. Rodzimy się bez koncepcji Boga czy genetycznie zakodowanych zasad
religijnych. Jest to naturalne i w moim odczuciu bardzo potrzebne. Bo dzieci
nie mogą pojmować świata, jako zależnego od niewidzialnych i nieznanych
koncepcji. Podstawą pierwszych kroków w życiu jest kontakt z rzeczywistością.
Ta dotykalną, doświadczalną i prawdziwą. Nie możemy powiedzieć dziecku, ze jak
dotknie ognia to go diabeł uszczypnie albo, że jak będzie niegrzeczne, to pan
bóg je ukarze. Dziecko tego nie zrozumie albo wypaczy to jego postrzeganie
rzeczywistości. Dlatego mówimy dziecku, że jak dotknie ognia to się poparzy, a jak
będzie niegrzeczne to dostanie karę albo nie dostanie nagrody. Dzieci, są
jednak dość wcześnie indoktrynowane religijnie. I to jest dramat. Bo jeśli realną
i natychmiastową odpowiedzialność za swoje czyny zamienimy sytuacją, gdy kara
spotka ich po śmierci, to dla małego człowieka to nie znaczy nic więcej ponad
to, ze teraz jest bezkarne. Dziecko żyje w dużo większym stopniu w teraźniejszości
niż dorośli. Jest zakotwiczone na „TERAZ”. Jak powiesz dziecku, że coś je
spotka za 10-20 lat, to dla dziecka to nie znaczy nic. Zatem jeśli religijnie
wpoimy dziecku dogmaty o karze po śmierci plus dołożymy, że zawsze może się
pomodlić, wyspowiadać i wszystko będzie ok, to robimy wielka krzywdę dziecku.
Nie dziwmy się, zatem, że dzieci i młodzież katolicka to w większości
ludzie bez kręgosłupa. Mają zasady wbite do głowy, ale wiedzą, że mogą bez
ponoszenia realnej odpowiedzialności zmyć złe uczynki i za życia, kara za
wyrządzone krzywdy ich nie spotka. Na tym polega główne zagrożenie
indoktrynacji młodych ludzi wirusem religii. Jeśli żal za grzechy, spowiedź i
pokuta pod postacią darowizny na kościół lub odklepania zdrowasiek jest zadośćuczynieniem
za każdy rodzaj popełnionego uczynku. Uczynku, który czasem nie jest nawet
obiektywnie i moralnie zły, a czasem krzywdzi innych. Wrzucenie ich do jednego
kociołka z etykietką „grzech” jest po prostu debilizmem, jeśli weźmiemy pod
uwagę to jak funkcjonujemy, jako jednostki w społeczeństwie.
W tej sytuacji mamy do czynienia z całymi pokoleniami, które
nie czują potrzeby zadośćuczynienia wyrządzonych krzywd osobie, której je
wyrządziły, bo wystarczy przeprosić jakieś tam bóstwo i jest git. To jedna z
wielu krzywd, jakie religia robi kształtującym się światopoglądom. Jeśli jakikolwiek
nurt myślowy uszkadza nasz wrodzony altruizm i poczucie odpowiedzialności za
swoje czyny, to jest to nurt wrogi człowiekowi i społeczności, jako całości.
Moje wejście
O tym jak przebiegała moja droga do ateizmu już pisałem.
Jednak szybko to streszczę. Urodziłem się i zostałem wbrew mojej woli wcielony
do kościoła katolickiego. W wieku 15-16 lat w wyniku rozwoju samoświadomości i postawy
kościoła wobec mojej osoby, kościół przestał być dla mnie jakimkolwiek godnym
zaufania wyznacznikiem moralności, wiedzy czy zasad. Zwróciłem się w kierunku
laveyańskeigo satanizmu, który dość szybko ewoluował w całkowitą areligijność,
by ostatecznie zmienić się w dojrzały i świadomy ateizm.
To, w jaki sposób postrzegam świat i rzeczywistość jest
kreowane przez fakty, wiedzę, naukę i moją świadomą, krytyczną obserwację.
Dlatego właśnie nie mogę nie być w swoim ateizmie także antyklerykałem.
Zwłaszcza w polskich realiach społeczno-politycznych.
Wyliczę Wam, dlaczego, jako człowiek uważający się za
wolnego od wirusa religii, nie mogę i nie chcę stać biernie i obojętnie wobec tego,
co kościół robi w tym kraju. Zatem po kolei:
Religia w szkołach
– to jest ściśle związane z pierwszą częścią tego tekstu. Dlaczego nie
dopuścimy do szkół partii politycznych? Bo młody człowiek nie może decydować w swoich
poglądach politycznych ze względu na swoją niedojrzałość, …ale religijnie może już
być indoktrynowany od wieku wczesnoszkolnego? To jest czysta hipokryzja, która
kosztuje podatników setki milionów złotych rocznie i służy tylko kościołowi.
Nikomu więcej. Posunę się nawet do stwierdzenia, że wszystkim innym szkodzi!
Religia w polityce
– w moim odczuciu żyjemy w kraju ukrytej teokracji. Serio. Bo jak nazwać
inaczej ustrój, w którym wszystkie albo większość decyzji ekip rządzących służy
pośrednio lub bezpośrednio kościołowi dominującemu w kraju? Nawet, jeśli zachowane
są pozory demokracji, to każda partia w tej kwestii prezentuje jedno stanowisko
– „Żyć w zgodzie z Kościołem”. W mniemaniu kościoła, „zgoda” oznacza zyski i w
ten sposób kierują swoimi relacjami z rządzącymi, żeby te zyski osiągać. Bo
ostatecznym celem kościoła nie jest zbawienie ludzi. Nawet według doktryny katolickiej,
zbawienie człowieka jest tylko i wyłącznie w jego rękach. Ostatecznym celem
kościoła jest akumulacja bogactwa, kasa, Misiu, kasa. Ja od jakiegoś czasu, gdy
nie za bardzo wiem, o co chodzi w danej sytuacji stawiam pytania: Kto zyskuje i
kto zarabia? I wszystko staje się jasne.
Kościół – ekspert od
wszystkiego – Powiedzcie mi jak nie sprzeciwiać się ingerencji klechów w
takie sprawy jak: seksualność, medycyna, życie w rodzinie, nauka, edukacja,
kultura, sztuka, muzyka, relacje społeczne i obyczajowe.
Organizacja, w której wszyscy funkcjonariusze składają śluby
czystości (celibat), nie maja pojęcia o tym jak to jest mieć rodzinę czy
partnera, nie jest nawet odrobinę wiarygodnym doradcą, jeśli chodzi o te sprawy.
Organizacja, która chroni w sowich szeregach pedofili i
przymusowo wciela w swoje szeregi i indoktrynuje dzieci, może być ekspertem w
edukacji i pedagogice. No chyba, że w tej spod znaku Hitler Jugend.
Jeśli kościół wmawia naukowcom, że to, co odnajdą,
potwierdzą lub odkryją jest dziełem boga i mogli odkryć to jedynie za jego
przyzwoleniem, to, w jaki sposób może być partnerem naukowym? Nauka opiera się
na dowodach, doświadczeniach, sprawdzalności metod jak i powtarzalności eksperymentów.
Kościół zakłada, że wie wszystko o świecie, wszechświecie i akceptuje jedynie
te odkrycia naukowe, które mogą się wpisać w jego doktrynę. Resztę ignoruje
albo odrzuca. Kościół nigdy nie był i nie będzie partnerem dla nauki. Jest jej
wrogiem, który w obecnych czasach coraz częściej staje się także jej pasożytem.
Jeśli kościół ingeruje w pracę ludzi, których główną
powinnością jest ratowanie życia i zdrowia ludzi i w imię swoich wyssanych z
palca dogmatów pozwala im nie brać odpowiedzialności za błędy lub odmawiać leczenia
w imię zachowania spójności religijnej, to jest instytucją szkodliwą
społecznie. Klauzula sumienia to wirus, który jest aplikowany przez kościół w
newralgiczne dla społeczeństwa zawody. Lekarz czy farmaceuta powinien swoją
pracę wykonywać w zgodzie z kodeksem etycznym zawodu i wiedzą naukową, nie w
zgodzie z własnym sumieniem, które podniecone bajaniami klechów wyrasta na
arbitra decydującego o ludzkim życiu.
Kościół chyba, jako jedyna instytucja w demokratycznym kraju
jest dawcą potężnej dawki cenzury. Daję sobie rękę i nogę uciąć, że
dziewięćdziesiąt do stu procent przypadków protestów wobec przejawów sztuki czy
kultury jest inicjowane z religijnych pobudek. I nie jest istotne, że zarówno protestujący
jak i inicjatorzy większości dzieł nie oglądali. Nie jest istotne, że podstawą
działania artysty jest jego swoboda wypowiedzi, zarówno w treści jak i formie. Jeśli
się religijnym idiotom coś nie podoba, to przestają patrzeć na konstytucję, którą
tak lubią się zasłaniać, gdy ktoś ich oskarża. Wtedy ważniejsza jest ich wiara
i uczucia religijne niż przepisy prawa. To klasyczne orwellowskie dwumyślenie i
jest ono powszechne we wszystkich organizacjach i instytucjach opresyjnych,
totalitarnych. Kościół jest bez wątpienia organizacja totalitarną i
absolutystyczną
Katolicyzm, jako
wyznacznik patriotyzmu – od kiedy religia decyduje o przynależności narodowej?
Bo chyba mnie ominęły te ustalenia, a nie zgadzałem się na taką definicję. Poza
tym, jak instytucja zarządzana z innego kraju, przez obce państwo może być
wyznacznikiem narodowości innego państwa? Dołóżmy do tego, że wszyscy
funkcjonariusze tej instytucji są podlegli głowie tego obcego państwa, a
wszystkie działania na terenie naszego kraju służą jedynie interesom tego państwa.
Zatem jeśli jakikolwiek nacjonalista wspiera kościół katolicki to jest zwykłym
hipokrytą, żeby nie powiedzieć zdrajcą. Odłączmy katolicyzm od patriotyzmu i
nacjonalizmu, to się okaże, że możemy, jako naród osiągnąć o wiele więcej bez
watykańskiego kagańca. Katolicyzm nie jest pro-polski! Katolicyzm
zawsze był i zawsze będzie pro-watykański!
Podsumowanie
Nie potrafię stać obojętnie w obliczu powyższych faktów. Mój
ateizm, ale także to, że mam pewien poziom wrażliwości i poczucia bycia częścią
społeczeństwa, nie pozwala mi na ignorowanie tego, co kościół robi w naszym
kraju za przyzwoleniem bezmyślnej i bezkrytycznej masy ludzi.
Dlatego dopóki kościół będzie ingerował w sfery życia,
instytucje i obszary, które mnie dotykają lub mogą mieć wpływ na ludzi, których
los nie jest mi obojętny, do tej pory będę zawsze i stanowczo krytykował i
sprzeciwiał się zawłaszczaniu wolności w imię dogmatów i bajek kościoła. Dlatego
to, że potrafię samodzielnie myśleć, nie pozwala mi spokojnie stać z boku, gdy
religia wypacza wszystko, czym jesteśmy, jako wolni ludzie.
Bo jeśli wewnętrznie nie jesteś wolny to nie jesteś wolny w
ogóle. I religia nie oferuje nic innego jak założenie sobie samemu kolczatki i
kagańca. Smycz w tym układzie trzyma Kościół, ale to Ty na to pozwalasz. Po to
masz przeciwstawne kciuki żeby się z tych okowów uwolnić. Po to mamy mózgi i możliwość
wyrażania samych siebie, żeby sprzeciwiać się wszystkiemu, co nam nie pasuje. A
uwierzcie mi, jeśli raz uda Ci się spojrzeć na religię z pozycji krytycznej,
nigdy już nie uwierzysz w bajania klechów czy bajki w książkach. I trzeba być ślepym
i znieczulonym, żeby oglądając rzeczywistość nie mieć w sobie sprzeciwu na to,
co się dzieje. Na to, co religie i ich satelity robią nie tylko z naszym
krajem, ale z całą ludzkością. Bo problem jest głębszy i bardziej złożony na
poziomie cywilizacyjnym. Ważne jednak, żeby zrobić bilans zysków i strat na
poziomie jednostki – co religia mi daje a czego zabrania, zabiera. Jeśli to nie
posłuży Twojemu wyzwoleniu się spod indoktrynacji, to, chociaż pomoże Ci
zachować spójność. Bo bycie religijnym oznacza pomoc w podporządkowywaniu
społeczeństw władzy ludzi, którzy chcą rządzić nie tylko Twoimi czynami, ale także
myślami i portfelem.
Decyzja czy być pieskiem na smyczy kościoła, czy wolnym
człowiekiem jest w Twoich rękach. Czy jednak starczy Ci odwagi na stawienie
czoła rzeczywistości ze wszystkimi tego konsekwencjami? To inna historia…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz