Na początek, wszystkim polecam obejrzenie filmu z kanału Racjonalista.tv
na YT
W filmie pada bardzo fajna kwestia dotycząca pytania, kiedy
w zarodku pojawia się rzekoma dusza?
Radykalna teza mówi o tym, że życie jest uświęcone obecnością duszy od momentu poczęcia. I za profesorem Dołowym, mam wątpliwości.
Bo jeśli tak jest, to są pewne problemy w przypadku, gdy
wierzymy, że dusza człowieka jest darem od Boga.
Otóż, jeśli w momencie zapłodnienia dochodzi do „cudownego”
pojawienia się duszy, to w przypadku zapłodnienia in vitro człowiek zmusza Boga
do podjęcia takiego czynu. Nie zastanawiajmy się teraz nad tym czy to jest
poprawne czy nie, tylko skupmy na ujęciu faktycznym. Zapłodnienie in vitro jest
faktem. Faktem jest też to, że człowiek pochodzący z takiego zapłodnienia nie różni
się niczym od człowieka poczętego w sposób naturalny. Zatem jeśli każdy ma duszę,
to Bóg daje się zmanipulować w przypadku zapłodnień in vitro. Wyjścia są dwa –
albo Bóg nie jest wszechwiedzący i jak tylko wykryje, że plemnik wszedł w
jajeczko to wysyła duszę, bo nie wie jak doszło do tego zapłodnienia; albo sposób
zapłodnienia nie ma znaczenia i Bóg aprobuje metodę in vitro. Jest jeszcze
trzecia opcja – ludzie z in vitro nie mają duszy. A może dusza to zwykła
bajeczka?
Profesor mówi jeszcze o jednej sytuacji. Mianowicie podziale
zapłodnionego zarodka. Co w takim przypadku robi Bóg? Bo możemy już zapłodniony
zarodek rozdzielić i w ten sposób uzyskać dwa zalążki człowieka. W naturze takie
zjawisko nosi miano poliembrionii i w wyniku tego zjawiska powstają identyczne
klony osobników. Najczęstsze jest to zjawisko u pancerników gdzie poliembrionia
może prowadzić do spontanicznego klonowania i w wyniku tego powstaje nawet od 7
do 12 identycznych genetycznie osobników. U człowieka przykładem ograniczonej
poliembrionii jest występowanie bliźniąt jednojajowych.
Wiemy jednak, że taki proces można wywołać sztucznie. Co
wtedy zrobi Bóg? Wkłada w każdy zapłodniony zarodek osobną duszę? Mamy ten sam dylemat,
co w przypadku pojedynczego przypadku z in vitro.
A co w przypadku śmierci i pochłonięcia niedoszłego bliźniaka?
Badacze szacują, że jedna na osiem ciąż w początkowym stadium ma bliźniacze
zarodki, jednak tylko jedna na osiemdziesiąt kończy się porodem pary bliźniąt.
Zarodek taki umiera i jest wchłaniany przez organizm matki. Co wtedy się dzieje
z duszą? Czy Bóg daje duszę takiemu zarodkowi wiedząc, że i tak umrze? Czy nie
wie, że umrze? A może poczęcie to nie jest jednak dobry moment, żeby wtłaczać
duszę w zarodek?
Więc jeśli twierdzimy, że Bóg nie akceptuje metody in vitro i jest wszechwiedzący, to nie powinniśmy stać na stanowisku, że dusza zostaje nadana człowiekowi w momencie poczęcia. Bo prowadzi to albo do dyskryminacji ludzi poczętych w ten sposób (nie mają duszy) albo kłóci się z którymś z dogmatów o Bogu.
Więc jeśli twierdzimy, że Bóg nie akceptuje metody in vitro i jest wszechwiedzący, to nie powinniśmy stać na stanowisku, że dusza zostaje nadana człowiekowi w momencie poczęcia. Bo prowadzi to albo do dyskryminacji ludzi poczętych w ten sposób (nie mają duszy) albo kłóci się z którymś z dogmatów o Bogu.
Kiedy zatem w człowieku pojawia się dusza? Moglibyśmy przyjąć
hipotezę, że dusza „wstępuje” w człowieka w momencie, gdy jego fizjologia na to
pozwala. Czyli jak zaczyna działać mózg i układ nerwowy, to zostaje do niego
zesłana dusza i od tego momentu jesteśmy stworzeniami bożymi. Tylko, że wtedy
upadają wszystkie argumenty przeciwko aborcji do 12 tygodnia
ciąży. Bo to właśnie w 12 tygodniu zaczyna działać układ nerwowy płodu. Musimy
jednak od razu zmierzyć się z problemem w sytuacji, gdy układ nerwowy przestaje
funkcjonować prawidłowo. Co wtedy? Czy człowiek, którego układ nerwowy przestaje
działać ma duszę? Jaki sens ma, zatem podtrzymywanie go przy życiu? Czy nie powinniśmy
dopuścić w takiej sytuacji do eutanazji?
Każdy powinien sobie na te pytania odpowiedzieć sam. Póki,
co badamy i próbujemy zrozumieć procesy zachodzące w naszych mózgach i naprawdę
wielu rzeczy jeszcze nie wiemy o źródłach naszej świadomości.
Jestem jednak zwolennikiem odrzucenia kartezjańskiego dualizmu duszy i ciała. Nie odrzucam duchowości, bo nie uważam, że do przeżywania wewnętrznego potrzebny jest mi dualizm, wiara w Boga czy rytuały religijne.
Wystarczy zdać sobie sprawę z własnej miałkości wobec zdumiewającego świata i wszechświata i zacząć doceniać to, co mamy, zamiast żyć tym, co nam obiecują różni żądni władzy kacykowie i kapłani.
Amen J
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz