Temat
rzeka. Jednak trzeba się nim zająć w możliwie sprawny sposób, bo
jest jednym z podstawowych zarzutów, jakie są wciskane ateistom
jako cecha. Słyszymy go niemal codziennie - „Ateiści nie mają
sensu życia, nie mają po co żyć”.
Jak
się rozprawić z takim zarzutem? Powiem Wam, jak ja bym do niego
podszedł. Swoją drogę wybierzecie sami :)
Pierwszą
sprawa jest ustalenie, zapytanie osoby stawiającej zarzut, czy wie,
co jest sensem życia. I nie kupujcie żadnej odpowiedzi, bo nad
tematem głowią się tęgie mózgi od tysięcy lat i nadal nie ma
jednej odpowiedzi. I raczej nie będzie. Jednak najczęstszą
odpowiedzią będzie, w przypadku wierzących, że sensem życia jest
jak najlepsze służenie Bogu, postępowanie zgodnie z przykazaniami
i bożym planem. Wszystkie trzy albo osobno. Wiec rozprawmy się z
nimi.
Na
czym polega taka „służba bogu”? Bo Bóg z założenia nie
powinien mieć takich potrzeb. Czego nie może albo nie chce zrobić
Bóg, a co możesz zrobić dla niego Ty, skoro jest to sensem Twojego
życia? Czy to nie podważa jego istoty? I skąd znasz intencje Boga?
Bo chyba nie kształtujesz ich sam. Wtedy znaczyłoby, że sam
nadajesz sobie sens zasłaniając się wyimaginowanym życzeniem
nadnaturalnego bytu. A przecież nadawanie sobie samemu sensu życia
jest domeną nihilistów i dekadentów…
Jeśli
według Ciebie, sensem życia jest postępowanie zgodnie z
przykazaniami, to oznacza, że Twoje życie jest kierowane przez
określony i zamknięty zestaw reguł. Czy wyznacza to cel życia,
sens? Raczej słabo. Zwłaszcza, jeżeli weźmiemy pod uwagę, że
dekalog nie jest uniwersalnym systemem wartości. Jest stronniczy,
relatywny i wypełniony zasadami, które w żaden sposób nie
gwarantują ani moralnego, ani dobrego i zgodnego z innymi ludźmi
życia. Dekalog, poza dwoma przykazaniami - o nie zabijaniu i nie
kłamaniu, nie wnosi niczego do moralności, relacji międzyludzkich
czy niuansów ludzkiego zachowania. Zwłaszcza jak spojrzymy na
ewolucję społeczeństw. Dlatego dekalog może zostać uznany przez
kogoś, jako zestaw zasad. Ktoś może próbować żyć według jego
wskazań, ale reguły postępowań nie stanowią sensu życia. Mogą
pokazywać drogę...ale nie cel. Przynajmniej na mój rozum…
Wisienka
na torcie – boski plan. Jeżeli Twoim sensem w życiu jest
realizacja boskiego planu, to może zaczniesz wykonywać mój plan.
Wiesz o nim tyle samo. Rożnica polega na tym, że mój plan możesz
poznać, wystarczy zapytać. Boski plan jest z zasady niepoznawalny,
„transcendentno-immanentny” i nie do objęcia ludzkim rozumem.
Więc jeśli sensem Twojego życia jest niewiadoma, to trochę tak
jakbyś go nie miał. Żyjesz bo żyjesz i masz nadzieję, że mimo
wolnej woli, jednak robisz coś, czego chce Bóg. Bo wiedzieć nie
możesz.
Wiecie
jak ja postrzegam rzeczywistość tego enigmatycznego sensu życia?
Nadajemy go sobie sami! Nie ważne czy uznajemy, że sensem naszego
życia jest wiara, Bóg, dekalog, religia, czy cokolwiek innego. To
jest nasz wybór, nasza decyzja. I to, że osoby wierzące nie
podejmują trudu zdefiniowania własnych celów, własnego sensu
życia, tylko przyjmują gotowe wzorce, nie powoduje, że te wzorce
są lepsze czy bardziej wartościowe. Mogę nawet powiedzieć, z
pełną odpowiedzialnością, że są gorsze, wtórne, nawet
uwłaczające ludzkiemu rozumowi. Bo zastanówmy się – czy jesteś
autonomiczną, samodzielnie myśląca istotą jeśli przyjmujesz,
jako jedną z największych wartości życiowych, coś uprzednio
przygotowanego, skrojonego i zdefiniowanego. Zwłaszcza jak robisz to
bezkrytycznie, ślepo, bez zadawania pytań.
A
co powinno być sensem życia ateisty? To zależy od tego, czego Ty
chcesz! Co jest dla Ciebie ważne, do czego dążysz, co chcesz
osiągnąć? Jeśli w tym wszystkim uwzględniasz innych, dbasz o nie
wyrządzanie krzywdy ludziom dookoła siebie – jesteś na sto
procent wyżej, przynajmniej o jeden poziom, niż niektórzy
wierzący. Bo lepiej szukać i starać się ten sens uchwycić,
zbudować, niż bezkrytycznie akceptować zasady i cele kogoś
innego.
Miłego
wieczoru!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz