Wyobraźmy sobie sytuację następującą:
Jestem synem seryjnego mordercy. Koleś zamordował ze 30
osób. Został zastrzelony podczas próby zatrzymania. Oprócz tego, że lubował się
w mordowaniu ludzików był także pisarzem i poetą. I sprzedawał dużo i nieźle. Miał
dużo pieniędzy. Jako, że jestem jego dziedzicem, po jego śmierci w spadku dostałem
całą jego kasę i prawa to tantiemów z jego twórczości. Dzięki temu mogłem
skończyć super szkołę, studia i z czasem sam zacząłem pisać. Trzy-czwarte
wpływów z twórczości ojca przeznaczyłem na fundusze i renty dla rodzin ofiar,
mimo to zostało dużo kasy. Jako, że kasa mi nie potrzebna, udzielam się on-line
za free. Pisuję opowiadania, wiersze, książki. Nie dla zysku tylko dlatego, że
mam talent i chcę się nim dzielić.
Czy to, że do tego co dziś mam posłużyły pieniądze zarobione
przez potwora dyskwalifikuje mnie? Czy to, że to legalna kasa, ale zarobiona
przez człowieka do cna niemoralnego oznacza, że to brudne i niegodne używać ich
do własnego rozwoju i szczytnych celów osobistych?
Teraz druga sytuacja:
Mój ojciec jest ważną figura w pewnym środowisku (dowolnym).
Dzięki temu mam kasę na szkołę, studia i start w branży. Ojciec mi pomaga znaleźć
pierwszą robotę i się odcina. Ciężko pracuję, żeby zdobyć swoją pozycję. Gdy
już zostaje zauważony następuje kraju przewrót i zmienia się system rządów. Następuje
fala rozliczeń i „inkwizycji”. Ja jestem niezależny i wpisuję się w nowe
oblicze branży, zaczynam osiągać pierwsze sukcesy i staje się popularny.
Czy to, ze zostałem wykształcony i startowałem z karierą w
starym systemie dyskwalifikuje mnie jako dobrego w tym co robię? Czy to, ze mój
ojciec był prominentnym działaczem branży w starym systemie, oznacza, że jestem
śmieciem starego systemu, mimo tego, że osiągam sukcesy w nowej rzeczywistości?
O co chodzi?
Otóż autorzy książki „Resortowe dzieci” na wszystkie cztery powyższe
pytania odpowiadają TAK!
Autorzy są urodzeni przed 89 rokiem, więc wszyscy są dziećmi
PRLu. Nauczyli się pisać i czytać za pieniądze zbrodniarzy komunistycznych. Zaczynali
kariery za PRL, pracowali i nawet jeśli byli zawsze w opozycji, to tylko
dlatego że mieli przeciwko czemu się buntować.
Ja mam jednak nieco inny problem z takimi rozliczeniami. Otóż
wszyscy oskarżający innych o to, że wybili się na PRLu czy układach z Partią
robią to z dziwną zajadłością, wściekłością. Dlaczego? Nie wiem. Czy to
zazdrość? Może trochę tak, bo wszyscy z opozycji myśleli, ze jak zmienią
system, to będą krezusami i będą rządzić krajem pływając w szampanie.
Rzeczywistość ich zweryfikowała. Dlatego plują teraz na tych, którzy niezależnie
od ustroju po prostu robią swoje.
Tym bardziej atak na dziennikarzy w książce „Resortowe
dzieci” uważam za ohydny i bezpodstawny.
Po pierwsze: nie odpowiadamy za grzechy swoich rodziców. To
nie jest „Gra o Tron”, dramat Klingona ze „Star Treka”, albo inna saga o
tajemniczym królestwie z bajki, gdzie grzechy ojców ciążą na wszystkich
dzieciach.
Po drugie: jeśli ktoś osiąga sukces w Polsce to zawsze się
na niego pluje, podejrzewa o układ, spisek i nieróbstwo. Nie zasłaniajmy
zwykłej zawiści, pseudo-historycznym (histerycznym) poszukiwaniem przyczyn
sukcesu. Jeżeli ktoś rzeczywiście jedzie na układzie to jego 15 minut szybko
minie. Jeśli doszedł do czegoś ciężką praca, to zaciśnij zęby i bierz się do
roboty zamiast pluć na innych. Zwłaszcza jeśli Cię wyprzedzają…we wszystkim.
Tyle mojej opinii w kwestii debaty wokół książki „Resortowe
dzieci”. Książki nie czytałem i nie zamierzam jej kupować. Może jak ktoś mi pożyczy
albo ściągnę ją z sieci to przeczytam. Ale nie spieszy mi się, bo to co dzieje
się w debacie wokół tego tytułu, wystarczająco mnie zniechęca…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz