Przyznam się szczerze, że zaangażowałem się w
akcje na FB Chcemy ronda Jeffa Hannemana na zawsze, po części,
dlatego, że po prostu lubię Slayer’a, drugą cząstka tego faktu jest to, że
inicjator, Bruno, mi zaproponował współtworzenie treści na fanpage'u. Dopełnia
to trzecia sprawa, którą poruszę w tym poście i częściowo dotknąłem w
poprzednim tekście o tym zacnym Rondzie.
Autor-dzieło
Czy zasadne jest w określonych okolicznościach,
albo nawet zawsze, oddzielenie dzieła od artysty?
Otóż w mojej opinii, to powinno być pierwszym
warunkiem prawidłowego odbioru jakiejkolwiek formy sztuki. W szkołach wbija nam
się do głowy absurdalne w swojej treści zdanie/pytanie "Co autor miał na
myśli?". Zapytajcie kiedyś nauczyciela albo mądralę, który to pytanie
stawia czy on to wie. Na pewno siedział z Mickiewiczem w jednej ławce i poprzez
analizę encefalografu odczytywał, o czym Adaś myślał jak pisał Treny.
To bzdura! Nikt nie wie, co autor miał na myśli.
Ba! Czasem sam autor po kilku dniach może tego nie pamiętać i tak naprawdę,
jeśli jest zadowolony ze swojego dzieła, to nie ma to znaczenia. Bo prawdziwa
sztuka obroni się swoją formą i kontekstem. Intencja nie jest tutaj wymaganym
bezwzględnie czynnikiem.
Co nam, zatem zostaje jak odłączymy intencję
autora czy twórcy od dzieła?
Zostajemy my i wytwór sztuki. I tutaj zaczynają
się schody dla większości z nas. Zwłaszcza jak mantrę o pomyślunku autora mamy
włożoną między „Proszę” i „Dziękuję”.
Odbiór sztuki
Wielu z nas łapie się na tym, że wbijamy sobie
do głów drugą bardzo niepotrzebną rzecz. Otóż wmawiamy sobie, że nie rozumiemy
tej sztuki. Sztuka nie jest do rozumienia! Sztuka jest do odbierania!
Może Ci się dany utwór nie podobać, dana rzeźba może
wzbudzać w Tobie obrzydzenie, a jakiś obraz napawa Cię taką odraza, że nawet
nie chcesz na niego patrzeć. To jest właśnie odbiór sztuki! Jeśli reagujesz na
dzieło sztuki emocjami, nawet najbardziej negatywnymi, to właśnie stałeś się
odbiorcą sztuki. Może nawet agresywnym i aktywnym jej krytykiem, ale na tym właśnie
to polega.
Jeśli będziesz próbował zrozumieć sztukę, to
ominie Cię wszystko, co jest w jej odbiorze najpiękniejsze. Czyli te wszystkie
emocje, które powoduje.
Od tych emocji właśnie zależy to jak
zinterpretujesz dla siebie dany twór. I nie ma błędnych interpretacji, bo
odbiór sztuki, jak zapachu czy koloru jest indywidualny, osobniczy.
Interpretacja
Każde dzieło sztuki można i trzeba odczytywać po
swojemu, kierując się swoimi odczuciami. To jest dobra i ciekawa droga do świata
sztuki. Poezja, muzyka klasyczna czy inne sztuki, dlatego są znienawidzone
przez młodzież na etapie edukacji, bo narzuca się im podręcznikowe
interpretacje, wbija do głów sylwetki autorów ich życiorysy i domniemane
intencje. Odwróćcie kiedyś kolejność i dajcie dzieciakom chociażby „Dies Irae”
Kasprowicza (na końcu go całego wkleję, bo lubię ten wiersz, mimo iż nie wierzę
w Boga i takie tam). Ale nie mówcie czyje to jest ani po co i dlaczego. Niech
przeczytają. Powiedzą, co ich w tym wierszu poruszyło, jak odczytują jego
treść. Po swojemu. Daję sobie rękę uciąć, że aktywność i zaangażowanie wzrośnie
i to znacznie. Później powiedzcie, kto jest autorem i dajcie im bryka z tego,
co ma być na teście. I zostawcie. Na bank więcej z nich sięgnie po inne teksty
tego autora, niż gdyby mieliby czytać biografie na zmianę z wycinkami wierszy i
podaną na tacy jedną jedyną, dopuszczalną interpretacją.
Bo nie ma sztuki trudnej w odbiorze,
skomplikowanej. Jest tylko sztuka wciskana, jako niedostępna i przedstawiana,
jako kompletna i dokładnie zanalizowana. Każda sztukę można odebrać po swojemu
i może to niszczy pewien piedestał sztuki, ale jeśli miałbym wybrać pomiędzy tworzeniem
czegoś do zamkniętego katalogu możliwych interpretacji opartych na intencjach,
to wolę żeby każdy sobie dopowiedział, co czuje czytając to, co piszę czy
oglądając to, co namaluje.
I zapewne w ostatecznym rachunku artyści myślą
podobnie.
Co z tym Slayerem
Problem z obiorem muzyki metalowej przez osoby, które
jej nie lubią polega na tym, że swoje osobiste, emocjonalne odbiory tej formy
ekspresji wyjmują z kapelusza indywidualnych opinii i rzucają w świat jako obowiązujące
dogmaty. Tak było w przypadku tragedii i pozwu przeciwko Judas Priest w 1990
roku (chętnych odsyłam do googla). Ktoś odczytał dźwięki na płycie, jako słowa namawiające
do samookaleczenia i stwierdził, że to przekazy podprogowe i są one winne
tragedii dwóch chłopców i ich rodzin. Sąd oddalił sprawę i Judasi „wygrali”.
Ująłem to w cudzysłów, bo muzyka heavy i thrash metalowa (o black-metalu nie wspomnę)
od tamtego czasu wraca jak bumerang, jako przyczyna zabójstw, samobójstw czy
innych tragedii. I ten wizerunek przylgnął do tego gatunku i ma się tam dość dobrze.
W grę tutaj wchodzi właśnie ten mechanizm. Pewna
osoba, albo grupa osób uznaje, że ich interpretacja danej twórczości jest w
jakiś sposób tożsama. Czyli prawdziwa. Czyli słuszna.
Wszystko to prawda…ale tylko dla nich. Bo to
jest ich interpretacja i jeśli próbują ja wrzucić w świadomość społeczną, jako
fakt obiektywny to popełniają jedno z najgorszych nadużyć nie tylko wobec samej
sztuki i artystów, ale przede wszystkim wobec jej odbiorców.
W tym kontekście, jeśli ktoś mi mówi, że teksty
Slayera są satanistyczne, to mogę powiedzieć tylko jedno –
Jeśli tak uważasz,
to jest to Twoje zdanie, twoje odczucie. Nie próbuj mi wmówić, że to prawda, bo
ja mam prawo do odbioru tej muzyki i tych tekstów na swój własny sposób. Tam
gdzie Ty widzisz propagandę satanistyczną, ja widzę krytykę stanu
społeczeństwa. Tak samo, jak Ty widzisz w tym obrazie mnóstwo emocji i piękna,
ja mogę zobaczyć mdłą do porzygu szmirę. Obydwaj mamy prawo do swoich
interpretacji każdego tworu ludzkości. Nie próbuj mi tylko wmawiać, że Twoja
jest bardziej uprawniona od mojej, bo tak nie jest. I nie ważne ile osób
przekonasz do swojej wersji. Samym tym, że zaczynasz kogokolwiek przekonywać
pokazuje, że traktujesz sztukę instrumentalnie i poprzez nią chcesz pokazać
swoje poglądy. To też jest OK, ale nie atakuj mnie, gdy myślę inaczej od
Ciebie.
A teraz…
DIES IRAE (Jan Kasprowicz)
Trąba dziwny dźwięk rozsieje,
ogień skrzepnie, blask ściemnieje,
w proch powrócą światów dzieje.
Z drzew wieczności spadną liście na
Sędziego straszne przyjście,
by świadectwo dać Psalmiście...
A ty, psalmisto Pański, nastrój harfę swoją
już na ostatni ton!
Grzech krwią czarną duszę plami...
Bez obrońcy staniem sami -
któż zlituje się nad nami?
Kyrie elejson!...
O Boże! Ty bądź naszą łaską i obroną!
Kyrie elejson!
O Głowo, owinięta cierniową koroną,
gasnącym wieki wieków spojrzyj na nas okiem!
O spojrzyj na nas z tej głuszy,
która swym tchnieniem głębokiem
ogarnia światów bezmiary,
a którą ty wypełniasz swych bólów ogromem,
o Głowo, owinięta cierniową koroną.
Żałobna drogo nieochybnej kary,
broczącej we łzach i przy jęków wtórze
w ten pozbawiony końca
Pańskiego gniewu dzień,
w którym w pożarach spokojnego słońca
szatańskim chichotem płoną
świeże, niezwiędłe róże
grzechu i winy!
Na ich purpurze
osiadł posępny i siny
tej Konieczności cień,
z której przepastnej głębiny,
z łona, pełnego niweczących tchnień,
nad boskiej woli złomem
wyrosły zabójcze kwiaty
w Pańskiego gniewu nieskończony dzień...
A Ewa jasnowłosa, matka gwiazd i ziemi,
upaja się ich wonią, schylona nad niemi.
Kyrie elejson!
Przez ciebie w proch nicości wracają Twe światy,
o Boże miłosierny, zmiłuj się nad nami!
Od twego drzewa oderwany liść,
pędzi duch ludzki i naprzód, i wstecz,
niby garść kurzu, porwana cyklonem:
przed nim i za nim płomienisty miecz
iskrzy się ostrzem czerwonem;
przed nim i za nim wstają z swych cmentarzy
upiory wieków, naznaczone sromem
winy i grzechu,
i klną, i bluźnią, i płaczą,
jęczą i syczą, i dyszą
nieustającą rozpaczą,
od szaleńczego zamierają śmiechu
w ten Pańskich gniewów nieskończony dzień...
O Głowo, owinięta cierniową koroną,
Ty, co rozpierasz swej męki ogromem
pierś Konieczności! O Głowo,
której źrenice, jako dwie pochodnie
dogasające, płoną
nad krętą, pustą, nieskończoną drogą
i gasną, gasną, a zgasnąć nie mogą,
zawrzyj, swe oczy nad nami,
nie patrz na boleść i zbrodnię!...
Jedno jest tylko w przestworzach widomem,
jedno w zachodniej płomienieje zorzy
nad płomiennymi falami
wiekuistego Żywota
i nigdy w ciemnię grobu się nie złoży,
i nigdy ciężkich stóp swych nie poruszy,
by iść i iść, i iść
poza granice duszy -
jedno jest tylko Jednem,
grzmiącym miedzianą surmą archanioła
ponad pokoleń pokoleniem biednem
w Pańskiego gniewu nieskończony dzień:
wielki, wszechmocny Ból.
O Boże miłosierny, zmiłuj się nad nami!
Niech łaska Twoja winy nam odpuści...
A ty swe skronie tul
do zimnych opok, do strzaskanych grani,
do sterczących smutnie nad gardłem czeluści,
i płacz...
Surma jęczy, surma woła!
Giną w chmurach wirchów czoła;
wałem mżących mgieł dokoła
nieznany oddech miota,
jakieś potworne, dzikie kształty tworzy
i po dolinach rozpędza ich stada,
i znów je skupia w przepastnej otchłani,
i ku niebiosom wyrzuca ich kłąb,
i w jakieś czarne rozsnuwa całuny
ten niewidzialny, dreszcz budzący Tkacz,
i ciężką, mokrą tą przędzą pokrywa
wszystko, co jest...
O biada!...
Biada!... Pierś światów, przed chwilą tak żywa,
kona pod strasznym ciężarem...
Olbrzymy świerków padają strzaskane;
las się położył na skalisty zrąb;
węże kosówek, wyprężywszy ciała
w kurczach śmiertelnych, drętwieją bezwładne;
wrzos na granitów podścielisku szarem
spełznął na wieki;
kozice stromą oblepiły ścianę
i patrząc trwożnie w bezmierny, daleki,
w ten nieskończony chaos mgieł i cieni,
runęły w żlebny grób...
Rozkrzyżuj silne ramiona
i paznokciami wpij się w twardy głaz,
i odwróć oczy od onej przestrzeni,
w której rozsadza horyzontów krańce
ta Głowa, w cierń uwieńczona!
Nie patrz, gdzie siadła jasnowłosa Ewa,
wygnana z raju na wieczysty czas,
mająca zbrodnię u swych białych stóp,
wieczyście żarta płomienistą żądzą
winy i grzechu...
O duszo, pełna miłości,
a którą nieustanne szarpią niepokoje!
Pańskiego gniewu zwalił się już dzień!
Trombita Sądu nad tobą rozbrzmiewa
piorunną mocą archanielskich tchnień
w Pańskiego gniewu nieskończony dzień...
Niechaj mnie sądzą,
niechaj mnie karzą -
tak, mnie, Adama, com na barki swoje
zabrał z Ogrodu to nadludzkie brzemię
przygniatającej winy
i wieki wieków pnę się z tym ciężarem
ku wiekuistej wyży,
i zbladłą nie śmiem odwrócić się twarzą
tam, ku tym zmrokom, co zaległy ziemię,
tam, ku piekielnej przełęczy,
na której siadła jasnowłosa Ewa
z padalcem grzechu u swych białych stóp...
Miliardy krzyży,
opromienione okręgami tęczy,
z padolnych Styksów powstają głębiny
w Pańskiego gniewu nieskończony dzień
i rosną, rosną w jakiś straszny las,
co wierzchołkami swych bolesnych drzew
przeszywa wszystkie mgły
i wszystkie blaski, które lśnią nad mgłami,
wypływające z Wszechmocy Istnienia.
O Boże miłosierny, zmiłuj się nad nami!
Twojego gniewu nadszedł wielki czas,
głos już zagrzmiał hiobowy,
niebios walą się posowy,
z owiniętej cierniem Głowy
rzeką i morzem płynie ciepła krew,
w rzekę i morze krwi jej ból się zmienia...
W świątyni bożej zamilkł święty śpiew,
już się zasłona rozdarła na dwoje,
mur się już wali i skała już pęka...
A krew w tych morzach, w tych czerwonych
rzekach,
ścięła się w ciemny lód...
Kyrie elejson!
Ogromna, niesłychana, wiekuista męka,
z nie przygasłymi oczyma,
milcząca, cicha i jak zmierzch pobladła,
na wklęsłych skroniach siadła,
na wpółotwartych powiekach
i na wydętych piersiach tych olbrzymich ciał,
które do krzyży przybiła
nielitościwa Dłoń...
W kleszczach je swoich trzyma,
wpija się w kąty ust,
ramiona w kabłąk gnie
dręcząca wieki niezmożona siła
i jak śmiertelny szał,
zastygły, skamieniały w godzinie konania,
swoim ciężarem się wgniata
w zwiędłe, z przepasek odsłonięte brzuchy
i biodra spłaszcza, kolana rozsuwa
i pokrzywione, czarne palce nóg,
pokrytych siecią fioletowych żył,
w zamarłych karczach wydłuża...
O grozo świata!
O widma, płynące w dal! -
W ten przestwór ślepy i głuchy,
w wilgotny, mgławy pył,
w te ciemne wnętrza bezsłonecznych brył -
w potworne gmachy nadszczytowych chmur!
Jeszcze nie zapiał kur,
a na piekielnej przełęczy,
nad dnem Styksowych otchłani,
siedzi pod złomem niebotycznej grani
pramatka Grzechu, jasnowłosa Ewa,
z gadziną zdrady u swych białych stóp.
Kyrie elejson!
Straszny przed nami otworzyłeś grób...
I płyną, płyną te milczące krzyże
razem z ruchomym, wielkim trzęsawiskiem,
które swą rdzawą kałużą oblewa
męczeńskie drzewa.
Wszystko, co było dalekiem i bliskiem,
co opadało w niedojrzaną głąb
i w niedojrzane wznosiło się wyże,
teraz tym wielkim, grząskim bagnem płynie
w Pańskiego gniewu ostatniej godzinie...
Kyrie elejson!
Światy pochłania nieprzebyty muł,
światy, od bożych odepchnięte bram.
A spod korzeni jadowitych ziół,
spod kęp sitowia i trzciny, i traw,
z rowów, przepadlisk, wądolców i jam,
pokrytych opałowym szkliwem zgniłych wód,
zaczyna wypełzywać żmij skłębiony płód:
czarne pijawki, zielone jaszczury
wiją się naprzód wpław
i oplatają kręgami śliskiemi
męczeńskich krzyży smutne miliardy,
z bagnistej wyrosłe ziemi,
zapadłe w bagnisty kał...
I oto głowy swoje, dziwne, ludzkie głowy,
świecące trupim tłuszczem zżółkłych, łysych
czół,
o szczękach otulonych kłębem czarnych bród,
kładą na łonach tych pomarłych ciał...
I skośne, mętne oczy podnoszą do góry
ku ich schylonym skroniom...
I biodra opasawszy w lubieżnym uścisku,
zwilgotniałymi usty
szepczą im słowa rozpusty...
O Boże miłosierny, zmiłuj się nad nami!
W królestwie Śmierci staje nagi szał.
W niedoścignionym błysku
tchnienie żywota przenika
to, co od wieków zagasło...
W Pańskiego gniewu ostatniej godzinie
krew świeża płynie
z odrywających się od krzyży rąk,
z odrywających się od krzyży nóg...
I Głowa, owinięta cierniową koroną,
ta Głowa, która przestwór wypełnia bezbrzeżny,
podnosi ciężkie powieki i patrzy...
Jakaż to orgia dzika!
Jakiż to chaos mąk!
Kyrie elejson!
Idą na się zmartwychwstali,
ogniem wojny świat się pali,
tłumy w krwawej brodzą fali!
Adamie potępiony, zwróć się z strasznych dróg!
Zawiśnij na swym krzyżu, sterczącym w niebiosa,
i nie patrz, gdzie w spokoju Ewa jasnowłosa,
piekielny zająwszy próg,
do rozpustnego przytula się gada!
O biada! -
Idą na się zmartwychwstali -
w oku mściwy skrzy się gniew,
rozpaczy kurcz wypręża rozchylone wargi,
kroplisty pot oblewa policzki zapadłe,
kudły włosów zlepia gęsta krew.
Z wyciem hyjen, z rykiem lwów,
z psów szczekaniem, z rżeniem koni,
które cugli nie zaznały,
łkając, jęcząc, grożąc, klnąc,
poszarpane miecąc skargi,
pędzi tuman ludzkich żądz.
Ten upada, ten się broni,
temu dłoń ścisnęła krtań,
ten się w swojego brata paznokciami wrył,
a tamten zęby szczerzy, poszarpawszy ramię,
a ten olbrzyma ręką pochwycił dwie nogi
i rozdarł na dwie szczypy tułów Heraklowy,
i w ciemną rzucił bezdeń, w Sądu straszną noc...
A z parą szklanych, martwych kul,
rozsadzających oczodoły,
biegnie bez końca, bez końca, bez końca,
gnając przed sobą bratobójczy huf,
niemy i głuchy Strach...
Zakryj błędne źrenice, ścigany Adamie!
Nad tobą tam! u szczytu
złocistowłosa Ewa!
Jej grzechu ciężar zgniótł cię, stanąłeś w pół
drogi!
Zakryj błędne źrenice i na wieki wieków
rzuć się w przepastny żleb!...
Enoch i Eliasz z proroczymi księgi
przyszli obwieścić szalonemu światu
Pańskiego gniewu moc.
Lecz nim zdołali rozedrzeć swój płaszcz,
nim głos wytrysnął z przepełnionych łon,
padli w zamęcie spadających gwiazd,
zgaśli jak słońca,
na to wzniecone w przedpoczątkach bytu,
ażeby zgasły... Amen.
Szum się wielki stał dokoła,
kiedy surma archanioła
na Ostatni Sąd zawoła.
Głos rozlega się ponury,
jak grzmot leci złotopióry,
z dolinami równa góry.
Drży strwożona światów dusza,
a on głębie mórz wysusza.
kości wieków w grobach rusza.
Gwiazdy z orbit wytrąciła
archanielskiej trąby siła,
już rozwarła się mogiła.
Idą na się zmartwychwstali,
ogniem buntu świat się pali,
tłumy w krwawej broczą fali.
Z wyciem hyjen, z rykiem lwów,
łkając, jęcząc, grożąc, klnąc,
pędzi tuman ludzkich żądz...
A On,
potężne Łono przepotężnych łon,
Jasność jasności,
Zmrok zmroków,
Łaska łask i gniewów Gniew,
stanął nad skonem Żywota
i rękę położywszy na głowie Boleści,
na niezmierzonej, cierniem opasanej Głowie,
wypełniającej wszechświatów przestwory,
rozpoczął Sąd.
Biją pioruny,
a nad pioruny idzie Jego zew!
Ogrom bytu błyskawic wszystkich nie pomieści,
a Jego światłość złota
strzela nad pełnię, nad ogniste łuny
błyskawicowych potoków...
Czym jestem wobec Ciebie, ja, com z rajskich
włości
zabrał z sobą, wygnaniec, tę łamiącą winę
i teraz ginę,
od Wschodu do Zachodu tułacz nieszczęśliwy,
pod nieuchronnych wyroków
w początkach dnia i nocy wzniesionym obuchem?!
Stopę swoją złożyłeś na pokoleń grzbiecie
i sądzisz! Kyrie elejson!
Płaczów i jęków słuchasz nie słyszącym uchem
i sądzisz! Kyrie elejson!
Na mękę wieków patrzysz nie widzącym okiem
i sądzisz! Kyrie elejson!
Niewiasta z rozpaczliwym krzykiem rodzi dziecię,
Ty duszę jego grzechu oblewasz hyzopem
i sądzisz! Kyrie elejson!
Wicher idzie po rozdrożach westchnieniem
głębokiem,
ku Twojej wyży
modlitwy niesie krwawe, przybite do krzyży,
Ty sądzisz! Kyrie elejson!
A kto mnie stworzył na to, ażebym w tej chwili,
odziany potępienia podartą żałobą,
kawałem kiru, zdjętym z mar Twojego świata,
wił się i czołgał przed Tobą,
i martwym, osłupiałym z przerażenia okiem
strasznego Sądu wyławiał płomienne,
świat druzgocące rozkazy?
A kto mi kazał patrzeć na te czarne głazy,
rozpadające się na gruz pod mocą
Twojego gniewu, przeraźliwy Boże -
na głazy te, gdzie straszny owoc Twego drzewa,
złocistowłosa Ewa,
do piersi pierś padalca tuli obnażoną?...
O Głowo, przepasana cierniową koroną!...
Któż się nad dolą zlituje sierocą,
nad moją dolą,
której, Boże, Twe ręce, z kajdan nie wyzwolą?
Kyrie elejson!
Patrzaj!... Kyrie elejsonl
Ona swą białą dłoń
kładzie na jego skroń -
na trupią, zapadniętą, zżółkła skroń zleniałą...
Kyrie elejsonl
I podczas gdy swe Sądy sprawiasz Ty, o morze
niewyczerpanych gniewów,
ona swym okiem patrzy w jego oczy -
omdlewającym okiem!
Kyrie elejson!
Jej nagie uda drżą,
palcami rozczesuje złoto swych warkoczy
i falą złocistych włosów
osłania jego nagość i pieści, i pieści
ustami czerwonymi bladość jego ust.
Kyrie elejson!
Wężowe jego kręgi opasują biodra
rozlubieżnionej Boleści,
a ona, wyprężywszy swe rozpustne ciało,
nienasyconym oddycha pragnieniem.
Kyrie elejson!
Na łonie jej spoczęła czarna, lśniąca broda
rozpalonego Szatana,
co świat umierający okrył swoim cieniem,
a ona,
w zbrodniczych pieszczot rozdawaniu szczodra,
zamknęła w drżące go biodra,
w nabiegłe żądzą ramiona...
Kyrie elejson!
Mą duszę pali wieczna, nie zamknięta rana!
Któż mi lekarstwo poda?
Ojcze rozpusty! Kyrie elejson.
Nic, co się stało pod sklepem niebiosów,
bez Twej się woli nie stało!
Kyrie elejson!
O źródło zdrady! Kyrie elejson!
Przyczyno grzechu
i zemsty, i rozpaczy szaleńczego śmiechu!
Kyrie elejson!
Sądź, Sprawiedliwy!
Krusz światów posady,
rozżegnij wielki pożar w tlejącej iskierce,
na popiół spal Adama oszukane serce
i płacz!
Z nim razem płacz, kamienny, lodowaty Boże!
Niech Twa surma przeraźliwa
echem płaczu się odzywa
nad pokosem Twego żniwa...
Dwujęzycznego smoka,
Szatana o trzech grzbietach zwalczył w wielkim
boju
archanioł pański, Michał, i zginął w otchłani.
Amen.
I stał się koniec świata... O chwilo spokoju!
Zgasł płomienny głos proroka
i wieczności noc głęboka
nieprzejrzaną jest dla oka.
A ja, wygnaniec z Raju, tułacz nieszczęśliwy,
zesłany, aby konać, na te ziemskie niwy,
i patrzeć, jak pod złomem niebotycznej grani,
usiadła matka Śmierci, Ewa jasnowłosa,
pieszcząca węża Grzechu, posyłam w niebiosa,
opadło nad wieczności tajemniczym mrokiem,
to moje wiekuiste, nieprzebrzmiałe: Amen!
Amen!
W umarłych bytów milczeniu głębokiem,
słychać jedynie Amen, moje straszne Amen.
O Boże miłosierny, zmiłuj się nad nami!
Kyrie elejson!
Przede mną przepaść, zrodzona przez winę,
przez grzech Twój, Boże!... Ginę! ginę! ginę!
Amen.
A cóż powstanie ponad nicościami,
gdzie ongi były światy
i Ja, w chęć życia bogaty,
a dziś w umarłych postawiony rzędzie?
Niech nic nie będzie!
Amen!
Bo cóż być może, jeślim ja zaginął?...
Na wszystko mrok nicości nieprzebyty spłynął
Amen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz