Zachwycił Was widok w parku? Poza tym, że w duchu się
uśmiechnęliście czy uroniliście łzę – jak to okazaliście? I nie mówię o pykaniu
fotek smartfonem…
Wszystkie uwarunkowania społeczne powodują, że z jednej
strony nie uczymy się okazywać emocji, z drugiej boimy się to robić. I jest to
poważny problem.
Zamiast powiedzieć kumplowi, który codziennie nas irytuje,
że jest kretynem, raz na miesiąc wdajemy się w bójkę bez powodu. Zamiast
powiedzieć komuś, do kogo coś czujemy, że go lubimy, zbieramy się miesiącami na
jedno wielkie miłosne wyznanie…i kończymy rozczarowani, zdołowani, odrzuceni.
Bo emocje nie są czymś, co możemy i powinniśmy kumulować.
Nie ważne czy mówimy o negatywnych, czy też pozytywnych emocjach.
Sytuacja w przypadku złości, irytacji czy zwykłego wkurzenia
jest prosta i oczywista…znaczy tak się wszystkim wydaje. Bo mała złość jest
niegroźna i nie trzeba jej okazywać; tylko trochę się zirytowałem – luzik. I
kropla do kropli…pucharek się przepełnia. I nagle idziesz po ulicy, i ktoś na
Ciebie spojrzy – BUM! Coś pęka. Albo gorzej – jest to ktoś Ci bliski…czy
zasłużył na eksplozję tysięcy małych złości w jeden huragan maksymalnego wkurwu?
Pewnie nie, ale co poradzisz – się nazbierało…
Powiecie, no dobra, a co z pozytywnymi emocjami. Przecież
eksplozja miłości nie może być zła? Co jest złego w okazaniu nazbieranej przez
jakiś czas sympatii na raz, od razu…tylko, że takie patrzenie pokazuje jak
samolubni jesteśmy w okazywaniu tych emocji. Bo zabić można też miłością!
Udusić, zgnieść, zniszczyć, osaczyć.
A w związku? Jest w psychiatrii rozpoznane pewne zaburzenie,
które między innymi bierze się z takich właśnie praktyk – braku okazywania
emocji, kumulowania ich. Poza innymi czynnikami, które wpływają na rozwój
Zespołu Otella (czynniki organiczne, genetyczne czy alkoholowe), właśnie brak
umiejętności okazywania emocji, między innymi powoduje budowanie w takiej
osobie urojeń i obsesji. Otello, postać ze sztuki Szekspira zamordował swoją
żonę Desdemonę, bo podejrzewał ją, niesłusznie, o zdradę. Z czego wynikać może
taka postawa? Między innymi z tego, że zdajemy sobie sprawę z tego, świadomie
lub podświadomie, że nie okazujemy w sposób właściwy swoich emocji i obawiamy
się, że to powoduje, że na 100% nasz partner szuka jej gdzie indziej…i nadal
kumulujemy emocje…tym razem te dobre, wymieszane z tymi toksycznymi –
zazdrością, lękiem i obsesją. I finalnie, jedynie śmierć partnera zdaje się
rozwiewać nasze obawy o zdradę. Ale o zespole Otella napiszę detalicznie innym
razem…
Wtedy też następuje to, co jest jedną z największych pułapek
takiego kumulowania emocji – przestajemy je rozróżniać. Jak pisał w „Biblii
Szatana” Anton LaVey:
„Dzięki uczciwemu rozpoznaniu obu tych uczuć i opowiedzeniu się i za odczuwaną przez niego miłością, i za nienawiścią, nie występuje zjawisko mieszania ich obu. Nie posiadając zdolności doświadczania jednego z tych uczuć, nie możesz w pełni doświadczyć drugiego.”
I uznajemy, że gniew to wyraz miłości, złość to wynik
namiętności, a nienawiść, to po prostu inna twarz miłości. Dlatego właśnie
kumulowanie emocji jest zawsze groźne.
Niezależnie od tego, czy mówimy o
dobrych, czy złych emocjach.
Jesteśmy istotami emocjonalnymi, uczuciowymi. Emocje kierują
znaczną częścią naszych decyzji, działań i kroków w życiu. I to jest OK, bo
musimy patrzeć na siebie, gdy kroczymy przez naszą egzystencję. Zbyt często
jednak słyszymy, dookoła że nie powinniśmy reagować emocjonalnie, że to błąd, że
to wykrzywia perspektywę. Tylko, że to oznacza przyjęcie obrazu obojętnego, takiego,
jakiego wymagają od nas inni…nie naszego, osobistego, korzystnego wewnętrznie
dla nas. Owszem, czasem podejście „na zimno” jest konieczne, pożądane. Tylko, że
jeśli podskórnie mamy do danej sprawy emocjonalne podejście, to niewyrażone będzie
się kumulowało i prowadziło, prędzej czy później do wybuchu.
Weźmy sytuację zawodową. Musimy podjąć jakąś decyzję, która
nie może być obłożona naszym osobistym, emocjonalnym podejściem. Podejmujemy ją
czysto rozumowo, mimo tego, że wewnętrznie nie zgadzamy się z nią, powoduje w
nas gniew. I w takich sytuacjach konieczne, dla naszego zdrowia, jest
przegadanie tego z kimś zaufanym, bliskim. Wyrzucenie tego z siebie. Bo
skumulowany wulkan emocji nie ma systemu celującego! I może wypalić zawsze i w
każdego…a wtedy straty mogą być opłakane.
Dwa wnioski:
Uczmy się okazywać emocje – tu i teraz! Od razu. Nie
pozwalajmy im się w nas zbierać, mieszać i niszczyć tego, co w małych dawkach
jest cudowne i piękne, a w dużej grupie dusi i gniecie.
Zawsze miejmy pod ręką kogoś zaufanego, bliskiego. Kogoś,
kto wysłucha naszych problemów, pozwoli nam się wykrzyczeć czy wypłakać. Bo
społecznie nie możemy zawsze, z miejsca wygarnąć wszystkiego w każdych
okolicznościach. A pozbywać się tej trucizny trzeba szybko i bezwzględnie.
W świecie idealnym – emocje powinny lądować z powrotem tam
gdzie się rozpoczęły. Jeśli ktoś Cię wkurzył – powinien dostać klapsa; jeśli ktoś
Cię oczarował – buziaka. Setki lat społecznej stygmatyzacji okazywania emocji uniemożliwiają
lub bardzo utrudniają takie działanie. Musimy sobie radzić wiec inaczej…i
musimy być bardzo ostrożni, oraz wyczuleni na samych siebie. Nie tylko dla
własnego zdrowia i bezpieczeństwa…ale może także dla bezpieczeństwa
najbliższych, ukochanych osób…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz