Muzyka mi towarzyszyła od zawsze. Odkąd pamiętam, to zawsze
coś gdzieś gra, grało i zapewne będzie grać. Zacząłem się wiec zastanawiać jak
to jest z tą muzyką? Dlaczego to właśnie muzyka tak na nas wpływa? Bo przecież żaden
z przejawów ludzkiej twórczości nie ma takiego wpływu, zwłaszcza na ludzi
młodych, jak muzyka. Ale dojedziemy i do tego. Żeby rozpocząć swoje rozważania
musze najpierw ustawić fundament
Fakty
Weźmy rok 2013. Będzie nam łatwo, bo był niedawno. W tym
roku wydano 642 płyty długogrające (LP). Z tego, aż 280 to płyty z muzyką
rock/metal. Ale to na marginesie…
Czyli daje to nam (przy średniej długości płyty - około godziny) 27 dni ciągłego słuchania. Oczywiście
jak ktoś by zniósł wszystko, co wychodzi. A wiadomo, że nie słuchamy
wszystkiego. Ile muzyki słuchamy? Znalezienie danych nie było proste. Sam
jestem dość intensywnym słuchaczem i w zeszłym roku przesłuchałem prawie 30 000
utworów, co daje dziennie ponad 6,5 godziny. Niezły wynik! Oczywiście część z
tego to muzyka, przy której zasypiam i się budzę, ale nie będę wyłączał jej z
danych, bo przecież przez sen tez odbieram muzykę i jakoś na mnie wpływa.
Skąd to wiem? Otóż całą muzykę, której słucham na komputerze
i w telefonie „scrobbluje” na serwis last.fm.
Moje konto możecie sobie obejrzeć – TU.
Moje konto możecie sobie obejrzeć – TU.
Jeśli weźmiemy dane z końca 2012 roku, to zarejestrowanych użytkowników
last.fm jest ponad 50 milionów. Czyli biorąc mnie, jako przykładowego pożeracza
muzyki, w ciągu roku ta grupa ludzi przesłuchała ponad 1,5 biliarda utworów.
Jak zsumujemy ile jest czasu, to mi wychodzi, że to mniej więcej 200 tysięcy zsumowanych żyć człowieka współczesnego! Czyli jedno pokolenie całego, dość sporego miasta.
Tak dużo muzyki konsumujemy.
Fenomen
Zastanawiam się jak to jest, że muzyka tworzy kulturę, a nie
jest jedynie jej przejawem. Jak to jest, ze wokół gatunków muzyki, albo
pojedynczych zespołów powstają subkultury, podczas gdy wokół innych przejawów
ludzkiej kreatywności powstają bardzo rzadko, lub są bardzo miękkie, chwilowe
lub iluzoryczne. Zawsze mnie to fascynowało. Bo weźmy najprostszy przykład.
Człowiek, który słucha rocka albo metalu staje się osobiście związany z
gatunkiem, współ-słuchaczami i twórcami. Niekiedy na całe życie. Sporą część
swojej aparycji, preferencji opiera na muzyce, której słucha. Często od muzyki
uzależnia swoje wybory w pozostałych sferach swojego życia. Można to odnieść do
innych gatunków, ale chyba w muzyce rockowej jest to najbardziej wyraźne.
Co rozumiem pod pojęciem tworzenia kultury? Bo przecież malarstwo
też jest częścią kultury i ją tworzy.
Tak, ale nie tworzy w tak wyraźny sposób nowego tworu. Nie wpływa w tak głęboki i pełny sposób na życie ludzi. Tak jak filmem czy sztuką można się zachwycać, może nas poruszać, zmieniać i uczyć, to właśnie z muzyką się związujemy. Nawiązujemy pełny i głęboki związek symbiotyczny. I w tym momencie się zatrzymam, żeby spojrzeć na ten związek.
Tak, ale nie tworzy w tak wyraźny sposób nowego tworu. Nie wpływa w tak głęboki i pełny sposób na życie ludzi. Tak jak filmem czy sztuką można się zachwycać, może nas poruszać, zmieniać i uczyć, to właśnie z muzyką się związujemy. Nawiązujemy pełny i głęboki związek symbiotyczny. I w tym momencie się zatrzymam, żeby spojrzeć na ten związek.
Symbioza
Muzyka angażuje jeden z naszych zmysłów i bardzo to lubimy.
Dlaczego? Bo nie wymaga to od nas wysiłku. Oglądając film czy czytając książkę,
kosztuje to nas nieco więcej. Musimy się skupić, pracować wzrokiem, niekiedy wręcz
fizycznie. Przy słuchaniu muzyki nie musimy robić nic. Naciskamy „play” i możemy
zająć się czymś innym. Czyli czerpiemy muzykę bez wysiłku. Dlaczego więc uważam
kontakt z muzyką za symbiotyczny, skoro to ona nam coś daje, a my nie oddajemy
nic w zamian. Otóż w moim odczuciu nie do końca. Bo muzyka na nas wpływa i czy tego
chcemy czy nie, powoduje w nas zmiany. Dla mnie muzyka jest pewnego rodzaju
wirusem kulturowym. Wirusem, którego jedynym celem jest propagowanie samego
siebie poprzez budowanie stanów w „pacjencie zero”.
Jeśli słucham po raz pierwszy jakiejś płyty i porusza ona we
mnie jakąś strunę emocjonalną, to, co zrobię? Podzielę się ta muzyką! Bo
muzyka, jeśli nas rusza, to od razu wymusza na nas poszukiwanie kogoś, kto może
poczuć to samo. W ten sposób się rozprzestrzenia i dlatego jest naszym
partnerem, nie jedynie narzędziem czy towarem konsumpcyjnym.
No i muzyka powoduje, że robimy mnóstwo rzeczy pod jej
wpływem lub dzięki niej modelujemy swoje zachowania lub nastroje. I chyba każdy
z Was tak ma, że są utwory, które Was koją. Inne was ładują energią, jeszcze
inne was dołują. Jednak cokolwiek taki utwór by z Wami nie robił, to jest to
bez znaczenia, jeśli nie możecie się tym podzielić. I nie zaprzeczajcie, bo
każdy z Was puszczał swoim znajomym kawałki, ważne dla Was i szukał swoich
emocji u innych. W ten sposób szukamy bratnich dusz, partnerów i przyjaciół.
Muzyka jest jednym z najczęstszych spoin charakterów. Jeśli słuchamy podobnej
lub tej samej muzyki, to już mamy dużo wspólnego; w dużej części spraw
rozumiemy się bez słów i nie mamy problemów z odnalezieniem się w labiryncie
osobowości drugiej osoby. Jest nam dużo łatwiej. Dlatego pewnie dość naturalnym
pierwszym tekstem przy pierwszych podrywach jest „Jakiej muzyki słuchasz?”. I
wbrew pozorom nie jest to pytanie głupie czy banalne. Jest bardzo ważne! Bo to,
czego słuchamy w sporej części nas definiuje, pokazuje, kim jesteśmy i czego
szukamy. I być może nade wszystko pokazuje nasz poziom wrażliwości oraz otwiera
łagodnie szlak do rozmowy o dość intymnych sprawach. Bo publiczna rozmowa o
emocjach nie jest łatwa...no chyba, że nakryjemy ją kołderką gustu muzycznego.
Oczywiście czasem możemy złapać się w pułapkę oceny kogoś po
guście muzycznym. Nie jest to szczęśliwe, bo nie powinniśmy nikogo oceniać. Ale
doświadczenie mówi, że ludzie, którzy idą na łatwiznę jak coś jest im dane,
przeważnie nie mają w sobie wykształconego czegoś, co ja nazywam „instynktem
intelektualnym” i wrażliwością estetyczną. O co chodzi? Jeśli Twoją ulubioną
muzyką jest radosne „UMPA, UMPA” z tekstami o lodach na patyku i bujaniu dupką,
to najprawdopodobniej nie docenisz także fotografii Ackermana czy grafik
Gustava Dore. I przyznam się szczerze, że poza kilkoma wyjątkami ludzi po
prostu całkowicie wyłączonych słuchowo, wrażliwość na wszelki rodzaj sztuki
albo wychodzi bezpośrednio z zamiłowania do muzyki, albo jest przez nią
uzupełniany. Tak wiem, zajechało
stereotypami, których tak nie lubię…ale nic nie poradzę, że nie spotkałem
jeszcze osoby, która byłaby zakochana w disco-polo i jednocześnie potrafiła się zesikać
z radości obcowania z poezją Williama Blake’a. Po prostu nie.
A znam przynajmniej kilka osób, które uwielbiają w
słuchawkach rzeźnię i jednocześnie piszczą do obrazów Boscha i niemalże
masturbują się podczas lektury Ulissesa czy Boskiej Komedii…jeśli znacie
konesera sztuki kochającego muzykę disco, tak jak ja kocham rocka i metal, to poproszę
namiary. Chętnie zrewiduję swoje poglądy J
Macie podobne
spojrzenie na muzykę, czy może zupełnie odmienne…jestem ciekawy waszych
spostrzeżeń…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz