Wpadłem na filmik, który bardzo mnie zaciekawił. Jest to
mianowicie „Test na miłość”. Otóż podstarzały zakonnik, o. Karol Meissner będzie
nas testował czy miłość w naszym związku (oczywiście tylko heteroseksualnym)
jest prawdziwa. Zanim przejdę do publicznej analizy tego testu, napiszę parę
słów o samym benedyktynie.
Karol Meissner OSB urodziła się w 1927 roku. Do zakonu
wstąpił po zakończeniu studiów medycznych. Zajmował się psychologią i
psychiatrią.
Czyli ten koleś, dziś 87 latek, będzie nam mówił, czym jest
prawdziwa miłość. Biorąc pod uwagę, że studia skończył około 1950 to zapewne
nie jest do końca na bieżąco ze swoimi dziedzinami studiów. Był przez te lata
bardzo zajęty wykładaniem, kazaniem i pisaniem o katolickim podejściu do małżeństwa,
płciowości, wychowaniu i etyki. Ale, żeby nie wskakiwać od razu w konkluzję
przejdźmy do filmu…
„Czy jest możliwość zadania sobie pytań, które by pozwoliły
rozstrzygnąć czy związek, więź, która łączy chłopaka i dziewczynę, mężczyznę i
kobietę, jest więzią, na której można oprzeć trwałość małżeństwa? Pytałem o to
ludzi doświadczonych, doświadczone starsze panie, które bardzo wiele mądrości
życiowej wykazywały i znalazłem pięć takich pytań, które zadaję ludziom młodym
na to żeby odróżnili czy to, co ich wiąże jest przyjaźnią, która jest serdeczna,
ale nie przewiduje trwałości małżeństwa właściwie; czy jest to miłość, która
fundamentalnie zawarta jest w jedności i trwałości związku.”
Trochę skracam. Pięć pytań (wrzucam wersję dla mężczyzn, ale ojczulek robi dwie wersje, znamiennie
męską zawsze, jako pierwszą):
- 1. Czy chciałbyś mieć córkę podobną do Twojej dziewczyny?
- 2. Czy jeśli ona straciłaby coś ze swojej urody, która Ciebie urzeka, czy nadal Wasz związek byłby równie silny?
- 3. Wyobraź sobie swoją dziewczynę, jako starą kobietę, czy między Wami będzie cos takiego głębokiego jak widzimy u starszych małżeństw?
- 4. Czy zjedlibyście gęstą zupę z jednego talerza, jedną łyżką?
- 5. Czy pomoże ci ona wychować Twoje dzieci w taki sposób, w jaki chciałbyś żeby były wychowane? (Tutaj nie ma wersji damskiej!)
I ojczulek mówi, że jeśli na ten zestaw pytań jest odpowiedź
na TAK, to jest szansa na to, żeby rozwijać ten związek.
No to rozwalamy J
1. Córka czy syn zawsze będą podobne do rodziców. Fizycznie
na bank. Czy powinny być mentalnie? Nie sądzę. To oznaczałoby stagnację i zatrzymanie
w rozwoju. Zahamowanie progresu pokoleń. Nikt z nas nie jest psychicznie taki
jak nasi rodzice. Pytanie jest całkowicie do dupy, bo rozsądny rodzić chce,
zęby dziecko było od niego lepsze w każdym zakresie, żeby nie popełniało tych
samych błędów i osiągnęło więcej niż im się udało. Czasem przybiera to formy
zbyt ambicjonalne i prowadzi do pewnych dość nieprzyjemnych widoków, gdy
rodzice zaspakajają swoje ambicje poprzez dzieci, ale generalnie chcemy, żeby
nasze dzieci miały i były lepsze niż my.
2. Kiedy straciłaby? Teraz? Za 10 lat? I dlaczego skupiamy
się na fizyczności. Laleczkę i seks bombę to można poobracać, nikt nie wiąże
się z nikim tylko, dlatego, że ktoś ładnie wygląda! Poza marginalnymi wyjątkami,
ale nie mówimy wtedy o uczuciach. Kochamy druga osobę za to, kim jest, nie za
to jak ładnie wygląda. Owszem, pierwsze wrażenie jest ważne, estetyka jest
ważna. Ale niedeterminująca. Pytanie z kategorii głupich.
3. Najlepsza odpowiedzią i najbliższą prawdy jest – NIE WIEM!
JA wtedy też będę stary. Nie wiem nic o starości, o tym, co się wtedy czuje,
jak i co się myśli. To jest związane z głupota drugiego pytania. Jeśli kocham
kogoś za to, kim jest to czy wygląda jak jędrna śliweczka czy wygląda jak
rodzynka – nie ma znaczenia. O ile osoba nie zmieni się osobowościowo w kogoś,
z kim już nie chcemy mieć nic do czynienia, to jak wyglądają jest drugorzędne.
A tego czy i jak się zmienimy pod wpływem czasu, nowych doświadczeń – tego nie
wie nikt!
4. To jest w miarę dobre pytanie, ale znowu – skupiamy się na
fizyczności. Why, oh why?
5. To jest czystą bzdurą. Implikuje, z jednej dominację jednej
strony w wychowaniu, z drugiej strony – ogranicza wolność dziecka. A może wychowywanie
powinno być wspólną praca polegającą na wymianie poglądów i szacowaniu, co
najlepsze będzie dla dziecka biorąc pod uwagę okoliczności społeczne,
ekonomiczne i obyczajowe? Może wychowanie powinno polegać na przekazywaniu dziecku
wszystkich możliwych informacji i nauce zadawania pytań, kwestionowania wzorców
i wyciągania dla siebie najlepszych wartości? Może powinniśmy czasem pozwolić
na to, żeby to dziecko nas czegoś nauczyło? Nie, nie mógł tego powiedzieć, bo
zostałby zaliczony do „kościoła otwartego” i by go biskupi i Rydzyk pogonili z
mediów…
Nie spodziewałem się cudów na kiju, ale nie myślałem, ze ten
człowiek żyje w czasach, w których się urodził, tylko w XXI wieku.
No i dwie kwestie:
Po pierwsze – to jest facet, który przynajmniej od 60 lat
nie ma oficjalnego i otwartego kontaktu emocjonalnego i fizycznego z kobietami!
Nie jest żadnym autorytetem w kwestiach rodziny, małżeństwa czy seksu.
Po drugie – jego źródłami informacji są starsze panie? WTF?
To trochę tak jakby usiadł goryl, który zasięgnął wiedzy od szympansic i teraz próbował
powiedzieć człowiekowi jak ma obsługiwać komputer...Litości…
Może dla Was te pytania są fajne i coś znaczą. Nie wiem. Sami
sobie na to odpowiedzcie. Dla mnie są głupie. Tyle. Ale niech każdy oceni to
sam J
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz