Dziś odniosę się do długiego artykułu na Frondzie, który nie
jest typowym bełkotem frondziarzy. Chodzi o artykuł „Ateizm
jako nowy kult religijny”. Przeczytajcie go zanim usiądziecie do czytania
mojego tekstu. Bo jest w nim parę rzeczy, które na pierwszy rzut oka są jasne i
logiczne, ale chyba się troszkę jednak autor zagalopował i pomylił…
Pierwszym zarzutem jest nieuprawnione wymieszanie
systemowego, politycznego racjonalizmu i ateizmu z postawą jednostkową,
osobistą. Autor ciągnie te dwa, zupełnie niezależne wózki jedną linka i wrzuca
do kociołka krytyki.
Jeśli ktoś porównuje komunistyczny ateizm i racjonalizm do
ateizmu Kowalskiego i Ciećwierza, to chyba nie zrozumiał, o czym zamierza
pisać. Każdy polityczny światopogląd, niezależnie od tego czy inkorporuje
ateizm w swoje ramy, jest właśnie tym – ideologicznym i politycznym
światopoglądem. Ateizm, jako samodzielna postawa nie jest światopoglądem. Jest odrzuceniem
propozycji teistów na postulat o wierze w Boga. Dopisywanie do tego
jakichkolwiek dodatkowych wartości jest nieuprawnione.
„dwie wojny światowe
oraz mordy komunistyczne są oczywistą konsekwencją skrajnie racjonalistycznego
rozumowania”. Trudno o większe uproszczenie i zakłamanie. Zwłaszcza, gdy
chcemy obciążyć racjonalizm lub ateizm winą za te zdarzenia. Ateizm nie jest postawą wobec władzy,
dominacji, siły czy politycznej ideologii. Racjonalizm może być sposobem
patrzenia na świat, ale samo pojęcie nie jest antyreligijne, ani nie oznacza kierowania
się językiem korzyści, co sugeruje artykuł. Wystarczy sięgnąć po definicję
racjonalizmu, żeby to zrozumieć…ale tego autor tez nie zrobił; albo zrobił i
zlekceważył, bo nie pasowało to do jego koncepcji…
„Z punktu widzenia
ewolucyjnego lepiej jest dominować nad innymi niż kooperować, co zawsze może
okazać się zgubne” – całkowity brak zrozumienia mechanizmów ewolucyjnych. Ewolucja
nie jest zmianą osobniczą, jest zmianą pokoleniową w obrębie populacji –
dlatego kooperacja sprzyja ewolucji.
Oczywiście po tym jak, według autora, racjonalizm się
skompromitował, musiał zacząć…tak…atakować kościół katolicki. Jakby inaczej. I
robił to pod płaszczykiem koncepcji wielokulturowości. Rosnąca tolerancja dla
innych kultur jest przez autora postrzegana, jako atak na tradycyjne wartości
kulturowe. Zastanawiam się tylko, o czym autor mówi, bo ja przez to, że wiem
więcej o kulturze Bliskiego Wschodu nie zmieniło faktu, że nadal czuję się Polakiem.
Mnóstwo ludzi zna, lubi i studiuje kultury innych części świata, a mimo to
pozostają katolikami, Polakami. Co ma piernik do wiatraka? To dokładnie ten sam
typ argumentu, który jest przytaczany przy debacie odnośnie homoseksualizmu. „Homoseksualizm
jest zagrożeniem dla tradycyjnego modelu rodziny” – tylko jakoś nikt jeszcze
nie pokazał homoseksualnych bojówek atakujących rodziny w celu ich deprawacji i
rozbicia.
Jest to typowy przykład błędu polegającego na stawianiu dychotomii
„My albo oni”, jako jedynej opcji światopoglądowej. Plus automatycznie
stawianie się w roli ofiary.
Teza, ze mieszanie różnych kultur i zwalczanie własnej
kultury mógł się zrodzić jedynie w skrajnie zracjonalizowanym światopoglądzie
jest bardziej niż błędna. Od setek, tysięcy lat, religie chodziły na różne tereny
i nie tylko bezpośrednią agresją, ale także poprzez kolaboracje i przekabacanie
rdzennych mieszkańców niszczyły kultury i wspierały ludzi do wspierania
niszczenia ich własnych kultur. Zatem jeśli koncepcje komunistyczne czy inne skrajnie
racjonalistyczne korzystały z takich praktyk, to raczej nie wpadły na to same…
„religia chrześcijańska była centralnym aspektem rozwoju całej
cywilizacji”, powiedzieć to, w kontekście upadku cywilizacji to chyba
najbardziej obrzydliwe, co można zrobić. Przez kilkanaście stuleci religia
chrześcijańska nie pozwalała na żaden rozwój. Gdy cywilizacja europejska
wyzwoliła się spod buta katolickiego autorytaryzmu, rozpoczęła się droga ku postępowi.
Oczywiście z perspektywy religijnej to upadek, bo Bóg traci jedno dominium za
drugim a polityczna i społeczna rola kościoła zaczyna się marginalizować.
Stosowanie argumentów z popularności w przypadku tekstu – „Liczba prac o tematyce religijnej na
wszystkich uniwersytetach angielskich przewyższała liczbę jakichkolwiek innych
prac naukowych.”, aż piecze w mózg. Czy na podstawie tego, że w danym dziesięcioleciu,
roku czy miesiącu w danym kraju powstało więcej prac humanistycznych niż
technicznych mam wnioskować o kondycji nauki, społeczeństwa?
„Gdyby rzeczywistość
była ograniczona tylko do materializmu, a rozum byłby jedyną funkcją poznawczą
ludzi, rozwój sztuki, nauki, handlu oraz progres kulturowy byłyby nie
osiągalne. Egzystencja ludzka byłaby ograniczona ciągłymi zmaganiami, próbami
podminowania innych oraz ciągłą niepewnością.”
To już nawet nie jest obraźliwe, to jest po prostu kłamstwo.
Według tego żadna dziedzina kultury nie może powstać i istnieć bez religii. To
wszystko jest wynikiem błędnego zrozumienia faktów – religia nie wymyśliła duchowości.
Duchowość funkcjonuje niezależnie od wiary i religii. Religijne systemy zagarnęły
duchowość i chcą nią rządzić, dlatego takie tezy są powszechne. Zwłaszcza z ust
ludzi wierzących.
No i wejście w fizykę kwantowa, jako argument za religią
jest po prostu śmieszny. Gdyby religia nie utraciła swojego prymatu i władzy,
nigdy nie doszłoby do odkryć w wielu dziedzinach nauki. W tym w zakresie
fizyki. I typowy sofizmat (Straw Man) – „Obraz,
jaki wyłania się z nowych odkryć to świat, który przypomina organizm
biologiczny raczej niż racjonalną maszynę jak to jest uważane przez ateistów.”
– których ateistów. Gęsto cytowani autorzy, żadnej wypowiedzi konkretnego
ateisty w temacie. Ja nie znam żadnego ateisty, który by uważał, że świat jest
racjonalną maszyną…
Upadłem na ziemię i potrzebowałem chwili, żeby się podnieść…
„wielkie odrodzenie
religijności w Stanach Zjednoczonych, gdzie chrześcijańscy przywódcy duchowni
tacy jak Frank Turek, William Lane Craig, Dinesh D'Souza czy William Dembiński
bez przeszkód rzucają wyzwanie największym ateistom na świecie, wygrywając z
nimi debaty w argumentacji naukowej”
Chrześcijańscy apologeci zawsze ogłaszają swoje zwycięstwo.
Tymczasem, gdy się ogląda takie debaty, polega ono na tym, że unikają oni
adresowania poruszanych kwestii lub odpowiadają na stawiane problemy większymi
tajemnicami lub pełnymi błędów logicznych argumentacjami. Ponadto – nauka nie
opiera się na argumentowaniu czy debatach. Nie wiem, w jakiej rzeczywistości
trzeba funkcjonować, żeby uznać rzekome zwycięstwo w debacie, jako oznakę
wyższości religii nad nauką…ale czytelnicy frondy to kupią, bo przecież nie
oglądają debat…
Artykuł kończy długi cytat Wiliama Lane Graiga na temat
edukacji w dziedzinach filozofii chrześcijańskiej i teologii. Tylko, co z tego,
że jest więcej wydziałów, a o przemyśleniach filozofów można przeczytać w czasopismach
Oxfordu czy Cambridge. Uczelnie działają w oparciu o popyt i jeśli coś jest
popularne, to pewnie powstanie wydział nauki na uczelni. Czy to oznacza, że w Polsce
od koniec lat dziewięćdziesiątych powstało studium parapsychologiczne w Warszawie,
to miasto opanowały wróżki i medium? Nie, oznacza to, że w danym momencie byli
ludzie chętni do zgłębiania tej dziedziny i znalazł się ktoś, kto tę tendencję
zauważył i ja wykorzystał…oczywiście dla kasy. Czy inaczej jest w przypadku uczelni
wyższych w USA? Nie wykluczałbym tego.
Cały artykuł jest oparty o błędną i fałszywą tezę, że tym
samym są oddolne, organiczne przemiany światopoglądowe i narzucone, polityczne
ideologie. Nawet, jeśli traktują o tym samym lub są do siebie podobne, nie są i
nigdy nie były tożsame. Po wyjściu z błędnej tezy, nie można poprowadzić wywodu
bez naciągania faktów i błędów formalnych, którymi jest najeżony ten artykuł.
Ogólnie – nice try.
Ale proponuję jednak nie aspirować do intelektualnej debaty wychodząc od tezy, która
nie może być dalsza od prawdy, niż ta zaprezentowana w tym artykule.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz