Dziś pojedziemy troszkę
abstrakcyjnie, ale też refleksyjnie. I chciałbym, żebyście uruchomili trochę
wyobraźnię.
Wszyscy pamiętacie zapewne
koncepcję z Matrixa. To pomysł znany z filozofii, jako eksperyment myślowy „Mózg w naczyniu”.
Chodzi o to, że zamykamy sam mózg w pojemniku i doprowadzamy do niego aparaturę
stymulującą odbieranie wszystkich bodźców. Kompletnie wszystkich. W ten sposób,
mózg będzie przekonany o swojej powstającej osobowości, będzie żył w
nieustannej stymulacji, nieświadomy swojego rzeczywistego położenia.
Oczywiście od razu pojawiają się pytania
o to, kto kieruje tą symulacją, jaki jest jej cel. Na potrzeby tego tekstu
załóżmy, że ludzie sami to zrobili. W pewnym momencie weszliśmy taki etap
rozwoju, że mogliśmy to zrobić. Zostawmy motywy, to nie istotne…może wysłaliśmy
potężny statek w celu odnalezienie nowego domu, może nie mieliśmy innego wyjścia
z powodu degradacji środowiska…to nieistotne. Stworzyliśmy pętlę przy pomocy
technologii, która pozwala nam oddziaływać za pośrednictwem stymulacji na
maszyny i urządzenia, które tworzą, klonują kolejne mózgi i podłączają do
aparatury. Nam się wydaje, że zawieramy związki, łączymy się w pary i rodzimy
dzieci. Dobrze ułożony słownik tłumaczy te aktywności na instrukcje dla maszyn,
które sztucznie tworzą kolejne mózgi i podłączają je do wspólnej halucynacji.
Wszystko, co znamy jest
halucynacją, złudzeniem, stymulacją impulsami elektrycznymi.
I teraz się zastanówcie. Skąd możemy
wiedzieć, że tak nie jest? Czy możliwe będzie kiedykolwiek dowiedzenie się
tego? Sądzę, że jeśli tak jest, to nigdy się tego nie dowiemy.
Przeskoczmy trochę…
Wyobraźmy sobie, że nie zrobiliśmy
tego przy pomocy maszyn, a konstruktów myślowych. Zamiast wycinać mózgi i wpychać
je w słoiki, wrzucamy w siebie, poprzez wpływ edukacyjny i społeczny,
mechanizmy i konstrukcje, które mówią nam jak dostrzegać rzeczywistość, jak ją
interpretować. Kierują nami do tego stopnia, że wytrącenie nas z tego
wirtualnego słoika powoduje wręcz fizyczny ból. Ludzi, którzy nie posiadają
tych struktur uznajemy za szaleńców, wariatów, schizofreników. Tylko, dlatego,
że widzą świat inaczej. Po swojemu, nie przez pryzmat ustalonych ram i reguł.
I jeśli się zastanowimy, to robimy
sobie właśnie takie coś! Oczywiście, te zabiegi są konieczne, bo gdyby każdy z
nas, musiał się uczyć funkcjonowania w otaczającej nas rzeczywistości od zera,
nie miałby miejsca żaden postęp. Dlatego pewien zakres takich wtłaczanych
konstrukcji i reguł jest konieczny. Tylko, że widzę pewien problem w kondycji człowieka.
Bo uczeni tego, że możemy na wszystko mieć gotowy przepis, rozwiązanie i
odpowiedź, przestajemy się zastanawiać. Żeby było mało – w znakomitej
większości przestajemy nawet doświadczać rzeczywistości. Czerpiemy ją z
przekazów innych, którzy najpewniej, część swoich doznań, też wzięli z poza
własnych wrażeń. I jesteśmy w miejscu, w którym widzę pewien paradoks. Wróćmy
do mózgów w naczyniach…
Jeśli jesteśmy rzeczywiście tylko
mózgami działającymi w symulacji życia, to bardzo ciekawe jest i paradoksalne,
że w tych halucynacjach, naturalnie wykształciliśmy tendencję do powtarzania
tego samego. Jako mózgi w symulacji rzeczywistości, tworzymy społecznie akceptowalne
symulacje kolejnej rzeczywistości. Dla własnego komfortu, bezpieczeństwa lub ze
zwykłego lenistwa. Istna incepcja. Zwłaszcza, że wyłamanie się z takiego cyklu
traktujemy, jak coś nam zagrażającego, nie dostrzegając, w znakomitej
większości, że właśnie łamanie tych schematów powadzi nas do przodu…być może do
rozwikłania wszystkich naszych pytań.
I na koniec jeszcze refleksja…
Dziś w znakomitej części opieramy
swoją wizję świata na relacjach innych. Doświadczamy osobiście bardzo małej części
otaczającej nas rzeczywistości. Ta umiejętność – budowania doświadczenia na
cudzych eksperymentach z rzeczywistością, jest unikalna i potrzebna – temu nie przeczę.
Natomiast absurdalne jest to, że bierzemy doświadczenia, a nie bierzemy nic
więcej. Serio! Jako ludzkość spróbowaliśmy wielu rzeczy i jeśli rzeczywiście
opieramy swój postęp społeczny i cywilizacyjny na doświadczeniach poprzednich
pokoleń, to absurdem jest, że jako ludzkość ciągle wchodzimy w te same akcje. Tradycje,
które okazują się głupie i zbyteczne; zabobony, które nie mają pokrycia w
rzeczywistości; religie, które, mimo, że popełniły w swoich dziejach chyba wszystkie
możliwe błędy, jako stabilizatory ludzkości, nadal są strukturami silnymi i
trwałymi; ideologie, które okazały się szkodliwe, niszczące i bez żadnych
perspektyw wracają falami…coś jest mocno nie tak z pojedynczym człowiekiem skoro
w grupach nadal popełniamy te same błędy, wchodzimy po raz kolejny, i kolejny
do tego samego ścieku, z nadzieją, że jednak da się tę wodę pić. I sam nie
jestem bez skazy, bo często łapie się na powielaniu nie tylko schematów, ale i
tych samych błędów, o których czytałem…i wiedziałem, że są one wpisane w te działania!
Chyba jeszcze musimy się sporo nauczyć, jako ludzie, żeby wraz z
doświadczeniami uczyć się też ich konsekwencji…
Takie właśnie myśli mnie czasem
oplatają jak jadę w zatłoczonym metrze z pracy. Zatłoczonym innymi ludźmi…a może, to tylko złudzenie…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz