Tak to jest, że życie to sztuka
wyboru. Wybieramy czy pójdziemy na spacer, czy spędzimy popołudnie chichrając się,
z co poniektórych kretynów na FB. Wybieramy czy zjemy na obiad lekka zupę
owocową, czy kebaba, co piecze podwójnie. To są takie małe codzienne wybory,
które każdy z nas codziennie popełnia. Pozornie nie są one ważne i nie prowadza
do konsekwencji mających wpływ na nasze życie. Pozornie. Bo skumulowane mogą prowadzić
nas na pewne drogi, kierować nas na jakiś szlak i kształtować nasze życie.
Bezszelestnie i dyskretnie…ale konsekwentnie.
Są też wybory duże. Te, które
świadomie podejmujemy i wiemy, że prowadzą one do zmian, jasnych i czytelnych
konsekwencji w naszym życiu. Wybór studiów, pracy, partnera…to są wybory, które
są duże, które mają realny i często bezpośredni wpływ na nasze życie.
W przypadku wyborów pierwszego
typu – raczej nie towarzyszy nam związany z drugim typem strach przed zmianą,
wątpliwości i rozterki. To jest naturalne…inaczej byśmy zwariowali.
Do czego zmierzam?
Stawiam przed wami alternatywę…
Z jednej strony mamy opisy
rzeczywistości sprawdzone doświadczalnie, często przez lata potwierdzane,
recenzowane, weryfikowane. Mamy jasno określone niewiadome, które są obrane,
jako kolejne pola do eksploracji, wyjaśnienia i opisania.
Z drugiej strony mamy kompletną
wizję świata ze wszystkimi odpowiedziami. Nie są one sprawdzalne, nie można potwierdzić
albo zaprzeczyć ich realności. Istnieją najczęściej, jako konstrukcje myślowe,
filozoficzne, poglądowe. Mogą mieć jakieś potwierdzenia osobiste, odczuwalne
jedynie na poziomie wewnętrznych doznań jednostki.
I postawieni w takiej
alternatywie, nadal, tam gdzie nam pasuje wybieramy pierwszą opcję, zwłaszcza
jak niesie dla nas korzyści, a przypadku wątpliwości, rzucamy się na drugą
opcję.
I nie mówię tylko o dychotomii
nauki i religii. Często w relacjach codziennych reagujemy w taki sposób. Uciekamy
w odczucia i wrażenia w obronie przed niepewnością, niewiadomą. I co gorsze –
kierujemy się tymi odczuciami.
Ja widzę w tym poważny błąd w
rzekomej „koronie stworzenia”. Na szczęście błąd naprawialny w większości
naszych kontaktów z rzeczywistością.
Bo jeśli mam do wyboru oprzeć się
na wrażeniach i odczuciach zamiast dowiedzieć się jak wygląda rzeczywistość –
stawiam na to drugie. Zarówno, jeśli chodzi o zwykłe codzienne sprawy, jak i duże,
życiowe. Dlatego stawiam na rozmowę w związku, nie na zgadywanie; dlatego
stawiam na sprawdzanie źródeł, nie wskakiwanie w pierwszy artykuł na jakiejkolwiek
stornie; dlatego czasem na moja odpowiedź na komentarz czekacie chwilę, albo w
ogóle jej nie dostajecie.
Ja lubię wiedzieć. Po prostu. Nie kupować
gotowego produktu, tylko sprawdzić czy przypadkiem nie można go kupić taniej, a
może da się go zrobić samemu…
Oczywiście są sytuacje, gdy wrażenia
i odczucia są niezmiernie ważne…ale jako punkt wyjścia, nie, jako koniec zmagań
z otaczającą nas rzeczywistością.
I często nie jest to łatwe, często
jest niewykonalne…ale się opłaca. Bo lepiej jest wiedzieć, mieć coś w ręku, niż spodziewać
się, że się nie mylimy mimo tego, że nic nie wiemy :)
I jedna bardzo ważna rzecz –
musimy nauczyć się mówić „nie wiem”. Z tym jest poważny
problem i to
najczęściej rzuca nas w objęcia pełnego ignorancji opierania się na wrażeniach.
Ja, odkąd nauczyłem się mówić „nie wiem”, stałem się głodny wiedzy! Bo za „nie
wiem”, najczęściej idzie, „ale sprawdzę, poszukam, spróbuję Ci odpowiedzieć”. I
to moim zdaniem jest stan, do którego powinniśmy dążyć…do pogodzenia się z tym,
że nie wiemy wszystkiego i być może nigdy wiedzieć nie będziemy. Dlatego jeśli możecie
– wybierajcie mądrze…a im ważniejszy dla Waszego życia wybór – tym więcej uwagi
poświęcajcie na fakty, rzeczywistość. Nie na wrażenia i odczucia…każdy z nas
się przekonał wiele razy jak złudne bywają nasze pierwsze reakcje i jak potrafi
nam to namieszać…a nikt Was nie goni, nie ściga…zwłaszcza jak powiecie NIE WIEM…
Taki tam apel, o codzienny
sceptycyzm :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz