Nie, nie będę uprawiał taniego rymowania czy wysilał się na
kierowanie psalmów lub hymnów w kierunku rozsądku i logiki. Nie czuję takiej
potrzeby i zapewne podobne odczucia mają inne osoby niewierzące. Chciałem się zastanowić
and samą koncepcją modlitwy. I oczywiście, dlaczego uważam, że modlitwa, o ile może
wydawać się niegroźna, tak naprawdę jest po prostu szkodliwa.
Teoria
Na kolana!
Zatem zaglądając tylko do pozbawionej religijnych bredni
teorii modlitwy, możemy wyciągnąć konkluzje:
- Modlitwa nie ma realnego wpływu na rzeczywistość.
- Modlitwa nie powoduje żadnych zmian lub poprawy sytuacji lub zdrowia zarówno u modlącego się jak i u osób/osoby w których intencji modły są odprawiane.
Czym zatem jest modlitwa? Moim zdaniem ma dwie funkcji,
które zależą od tego czy modlimy się sami, czy w większym gronie.
- W większym gronie – może spajać społeczność, pomagać w ustaleniu jednego trybu, nadać zgromadzeniu jeden rytm i kierunek myślenia.
- W samotności – ma utrzymać wierzącego w pozie uległości wobec obiektu kultu i przypominać mu o jego pozycji w kosmologii danej religii czy wiary.
Modlitwa wspólna
Pierwsza funkcja służy wyłącznie ułatwieniu manipulacji
tłumem. Jest to stara sztuczka polityczna, wojskowa i propagandowa. Jest
wykorzystywana w każdej sytuacji, gdy ktoś chce, aby tłum ludzi, pozornie ze sobą
niezwiązany, został w jakiś sposób zespolony w jakimś celu, najczęściej z pożytkiem
dla niego samego. Dlatego na wiecach politycznych intonuje się hymny i piosenki;
dlatego żołnierze przed wyjściem w pole bitwy śpiewali pieśni; dlatego w
edukacji przedszkolnej kładzie się nacisk na wspólne recytowanie wierszyków lub
śpiewanie piosenek. Zespolenie mniejszej lub większej grupy wokół wspólnie odśpiewanej
pieśni czy wyrecytowanego kredo wkłada w te społeczność przeświadczenie – „Jesteśmy
tacy sami, znamy wszyscy te piosenkę/wiersz. Mamy wspólną wartość, więc i cel
mamy ten sam”. Modlitwa publiczna lub w świątyni, grupowa, ma właśnie taki cel.
Po to przez pół godziny na mszy kościoła katolickiego powtarza się te same
frazy i śpiewa te same pieśni. Żeby łatwiej można było wbić do głów treść
kazania. Zauważcie, że nawet, jeśli rozmawiamy o kościołach protestanckich czy
ewangelickich, to zaczynamy od pieśni, wspólnej modlitwy, potem jest kazanie,
potem od razu wchodzimy od razu w rytm wspólnego śpiewania hymnów i modlitwy. Czyli
najpierw nastrajamy ludzi na jeden rytm, jedną nutę, później wkładamy im
treści, które chcemy im włożyć, później utrwalamy to kolejnym cyklem
ujednolicania tłumu.
W tym kontekście, kościół katolicki daje bardzo ciała, że przesunął
kazanie na ostatnią część liturgii słowa w strukturze mszy i po nim następuje
już tylko eucharystia, która jest raczej osobniczym zdarzeniem i nie ma zbyt
wiele cech utrwalania zbiorowości na treści kazania. Co prawda jest po kazaniu „credo”,
czyli wyznanie wiary, ale zaraz po tym następuje zbyt szybkie rozprzężenie
spowodowane początkiem eucharystii i całą siłę kazania, którą można by jeszcze
utrwalić. Tutaj katolicy dali mocno ciała, a ewangelicy to bardzo dobrze
rozumieją. Dlatego więcej jest radykałów ewangelickich, gotowych do strzelania
do lekarzy od aborcji, niż katolików z wózkami wyładowanymi dynamitem.
Modlitwa własna
Przede wszystkim, nakaz modlitwy rano i wieczorem (w
katolicyzmie), przed posiłkami, czy pięć razy dziennie (Islam), ma na celu
auto-dozorowanie wiernego. Ma się on sam pilnować i za każdym razem przy
modlitwie kodować sobie w głowie postawę poddańczą wobec woli bóstwa, boga czy
w co tam akurat wierzy. Brak modlitwy w wyznaczonych przez kapłana porach i okolicznościach
dnia ma powodować poczucie winy i naruszenia obowiązku i jest formą
samo-karania się.
Za chwilę ktoś powie, ze samotna modlitwa może być
doskonałym sposobem na autorefleksję, dotarcie do własnego ja i rozwiązanie
problemów. Nic bardziej mylnego. Modlitwa jest adresowana do bóstwa. Nie jest
skierowana do wewnątrz człowieka (może poza modlitewną formą medytacji w buddyzmie,
– ale tam nie ma boga osobowego. [Będę musiał
napisać o buddyzmie, bo to ciekawa sprawa, ale bywa równie groźna jak inne
religie]). W modlitwie nie szukasz rozwiązania tylko prosisz o nie. Dlatego
modlitwa jest niebezpieczna. Zwłaszcza dla ludzi z problemami i z zaburzeniami.
Bo modlitwa nie daje pocieszenia, nie rozwiązuje żadnych problemów ani nie
prowadzi do autorefleksji. Modlitwa powoduje, że mamy pretensje do
nieistniejących bytów o wszystko, co nas w życiu spotyka. Pozbywamy się odpowiedzialności
za poprawę swojego życia i niekiedy zwalamy winę za niepowodzenia. Bo modląc
się o poprawę bytu, szczęście czy zdrowie, swoje lub innej osoby, zamiast po
prostu wziąć sprawy w swoje ręce, wyręczamy się wyimaginowanym cudotwórcą,
który nam to załatwi, jeśli będziemy wystarczająco gorliwi. Czyli siedzimy lub
klęczymy i modlimy się o lepsza pracę, zdrowie czy szczęście. Zamiast wziąć
dupę w troki i do roboty.
To oczywiście dość skrajny przypadek, ale badania potwierdzają,
że aktywność chemiczna i elektryczna mózgu głęboko wierzącej osoby podczas
modlitwy jest niemal identyczna z aktywnością osoby chorej na schizofrenię.
Tylko wierzącemu Bóg nie odpowiada…z chorym bywa różnie…
Monolog wewnętrzny
W moim odczuciu modlitwa jest głupotą, jest destruktywna i
nie przynosi żadnych korzyści.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz