Zaczyna się robić ciepło. I jest to powód do radości. Dziś
wychodząc rano z domu wiedziałem, że słoneczko mnie nie rozczaruje. I tak też
było/jest.
Natomiast bardzo szybko, moi kochani współmieszkańcy
przypomnieli mi o tym, że ocieplenie niesie za sobą też przykre niespodzianki.
Pisałem już o tym, ale chyba nigdy za wiele, bo to, co zgotują mi moi rodacy będzie
bardzo nieprzyjemne dla mnie. A jak nie wytrzymię, to i dla nich.
Zima
Niskie temperatury dość skutecznie nie tylko powstrzymują
pocenie się, ale także zapobiegają rozprzestrzenianiu się przykrych zapachów z różnych
zakamarków ludzkiego ciała. Oczywiście fakt, że w zimę mniej się pocimy większość
ludzi wzięła za dobry znak i łazienki na okres zimowy porastały pajęczynami i
innym syfem. I teraz zaczyna to procentować. Chodzą przez cała zimę w jednej
kurtce. I to nie z przyczyn finansowych, tylko dlatego, że jest ona tak fajnie
ułożona do ciała, lubią ją po prostu. Tylko, że teraz wszystko, co w niej się
przez zimę zakisiło, zaczyna kwitnąć i eksplodować. Głównie smrodem. Przeważnie
na innych. I chodzi nie tylko o nasiąknięte potem kurtki. Buciory, prawie niezdejmowane
przez trzy miesiące, też przyjęły swój ładunek aromatu kiszonego łajna. O
śmierdzących szalikach i przepoconych do imentu czapkach nie wspomnę.
ZIMA SIĘ SKOŃCZYŁA!!!
Drodzy obywatele i obywatelki. Mróz przestał chronić Wasze
małe imperia nowych cywilizacji i zahibernowanych aromatów przed ich ekspansją.
A śmierdzicie, że aż się rzygać chce (czego swoją drogą prawie dziś nie zrobiłem
jadąc do pracy). Wszystkie kurtki, szaliki, czapki i buciory należy natychmiast
oddać do gruntownego czyszczenia/prania albo poddać utylizacji. Do następnej
zimy uzbieracie te kilkaset złotych na nowe jak Wam teraz szkoda stówki, zęby
czyste i odświeżone ubrania włożyć na kilka miesięcy do szaf. Bo jak znam
życie, wraz z początkiem lepszej pogody, wszyscy po prostu ładują obsrane przez
zimę ciuchy do szaf i one, wraz z całym dobrodziejstwem, jaki tam zostawiliście,
będą oczekiwać kolejnej zimy.
Nie wierzysz, że po zimie Twoja kurtka, i cała reszta śmierdzi?
Włóż swoje zimowe ciuchy na dwie godziny do pustej wanny lub zamknij w kabinie prysznicowej
(oczywiście najpierw wygoń stamtąd wszystkie nagromadzone przez zimę niespodzianki).
Zamknij dobrze drzwi do łazienki. Po tym czasie wróć tam i mocno się sztachnij.
Czujesz?
Jak nie, to znaczy, że Twoje smrody weszły w ciuchy głębiej niż
powinny – oddaj wszystko do pralni.
Jeśli od smrodu zaczęły Ci się prostować włosy na dupie -
zawołaj Sztab Kryzysowy, bo jedynie jednostki od zabezpieczenia zagrożeń
skażeniem biologicznym są uprawnione do obcowania z takim syfem.
I teraz sobie wyobraź, że jeśli wyszedłeś w czymś takim do
ludzi, zwłaszcza teraz, na przełomie zmian pogodowych, to ludzie to od Ciebie
czuli. Serio. Ty pewnie nie poczułeś, bo zżyjesz w takim smrodzie, na co dzień
i wykształciłeś odporność. Inni jej nie mają i to jest kurwa obrzydliwe.
Higiena
Mam kilka uwag i kilka refleksji, żeby wywołać w Waszych
wolno pracujących jeszcze zwojach mózgowych kilka iskierek:
- Nie musisz się codziennie pucować i skrobać. Wystarczy, że rano i wieczorem umyjesz pięć kluczowych części ciała – uszy, zęby, pachy, dupę i jaja/cipę. I uwierz mi, że o jakieś 80% zminimalizujesz ilość emitowanego smrodu
- Powyższe nie zwalnia Cię z codziennej zmiany bielizny i przynajmniej dwa razy w tygodniu o zmianę koszulki czy spodni. O skarpetach i dbaniu o buty i stopy nie wspomnę. W końcu można przecież zapierdalać w jednych butach od 5:00 do 22:00 i jedynie w domu przecinać sznurówki i roztaczać woń zdechłego szczura. Tylko bardzo mocno sznurujcie buty. Bez emisji szkodliwych substancji do atmosfery, z której korzystają też inni ludzie!
- Jeśli pracujesz fizycznie lub po prostu się spociłeś – weź prysznic. Nikt nie mówi o zdzieraniu pumeksu czy wcieraniu w siebie wonności. Czasem zwykły prysznic i odrobina mydła wystarczą, żeby nie ściągać na siebie hordy padlinożerców, którzy poczuli gnijące ścierwo. A to góra 10 minut!
- Jak jest Ci gorąco, to po prostu zdejmij kurtkę, marynarkę, czy co tam nosisz. Nikt, ani na spotkaniu biznesowym, ani tym bardziej w tramwaju, autobusie czy na ulicy nie nazwie Cię dziwakiem, bo jest Ci gorąco.
- Panowie! Golimy pachy! To nie jest gejowskie tylko higieniczne! Pocimy się jak każdy. Zastanawiacie się, dlaczego Panie mają, co najwyżej białe plamki od antyperspirantów na ciuchach pod pachami? Bo nie kiszą potu przez całych dzień w gąszczu kłaków. To od tego masz żółte pachy w koszulach. Poza tym, że to wygląda jak byś szczał pachami to jeszcze wali, jakbyś nimi jeszcze srał.
No i najważniejsze. Kompleksowe
mycie całego trupa i higiena, jako całość, to nie jest ciężka praca i
poświęcenie! To jest warunek prawidłowego funkcjonowania w społeczeństwie.
Jeśli jesteś pracownikiem na budowie i klient nie chce rozmawiać
z Tobą, fachowcem od roboty, tylko z Twoim szefem, to, na 50% dlatego że po prostu
od Ciebie jebie jak od szczura kanałowego, bo myjesz się tylko w piątek jak
zjeżdżasz do domu. Drugie 50% dlatego, że pewnie jesteś wypity, ale to inna historia.
Jak wracasz do domu po całym dniu pracy i na Twoje umizgi,
Twoja kobieta mówi, ze ją głowa boli i ze masz spać na kanapie, top nie oznacza,
że ma kogoś…to oznacza, że po prostu śmierdzisz. Jak to wyeliminujesz
(całkowicie, nie od święta) i nadal tak będzie się zachowywała, wtedy zacznij
ją podejrzewać – a najlepiej po prostu zapytaj.
Jak w autobusie czy tramwaju stoisz obok ładnej dziewczyny i
się uśmiechniesz, ale ona Cię oleje albo wręcz obdarzy pełnym pogardy grymasem –
najprawdopodobniej stanąłeś zbyt blisko i roztoczyłeś swój nieco uciążliwy urok.
I nie mówię tutaj po czarach. Znaczy pewnie ten urok mógłby spowodować
samozapłon przy najdrobniejszej iskrze lub rozpuścić miękkie tkaniny…ale na
kobiety nie działa…
No i jeśli w pracy więcej osób Cię omija niż z Tobą rozmawia
inaczej niż przez telefon, to zapewne nie dlatego, że nie znasz się na robocie
czy jesteś brzydki. Może po prostu śmierdzisz?
Konkluzja
Wiem, że to trochę tak jakbym liczyć, że plunięcie z wiatrem
spowoduje ulewę. Wiem, że za miesiąc alb o dwa będę musiał znowu wylać swoje
wkurwienie na otaczający mnie smród, brud i chlew, jaki ciągną za sobą moi
współobywatele.
Mam jednak nadzieję, że chociaż jedna osoba weźmie sobie do
serca prawdę – Łatwiej nie jest ludziom ładnym, łatwiej jest ludziom zadbanym.
Co z tego, że na odległość dziesięciu kroków wyglądasz zajebiście,
skoro od ósmego zaczynają oczy łzawić, a poniżej piątego przeżywają tylko karaluchy
i Keith Richards (znany ze swojej odporności na wszelkie chemiczne związki).
I później się dziwcie, że Wasze kobiety nie chcą z Wami
spać, że nie dostajecie pracy albo ludzie nie odnoszą się do Was z szacunkiem
czy sympatią. Atakujecie ich zmysły zanim Cię usłyszą czy niekiedy zobaczą. I
nie jest to przyjemny atak.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz