Trzepanie i pranie dywanów wykonane, można, więc zająć się
wypróżnianiem irytujących mentalnych kwestii, które się nazbierały przez
ostatni tydzień. Głównie z powodu dziwnej mojej niechęci do słuchania muzyki w
komunikacji miejskiej…jakoś w tym tygodniu nie mogłem. Co swoją droga nie jest
normalne, ale o tym innym razem. Jedziemy!
34. Eksperci od etyki pracy
Z jednej strony są ludzie, którzy pracują i kręcą się po
rynku pracy od kilku albo kilkunastu lat. Z drugiej strony są ludzie, którzy
albo dopiero wchodzą na rynek pracy lub do niego aspirują. Z trzeciej mamy
powiedzonko „Żadna praca nie hańbi”(nie
do końca się zgadzam z tym stwierdzeniem, ale przyjmijmy na rzecz dyskusji, że
to jest ok). Na skraju tych trzech „wartości” siedzi w tramwaju wymuskany
studencik, który do kontrolera biletów mówi – „Jak panu nie wstyd wykonywać
taką pracę?”.
I ja zaczynam wychodzić z siebie. Po pierwsze, drogi
studenciku, jak po ukończeniu studiów dziennych dostaniesz robotę w McDonaldzie
albo przy zawijaniu kebabów to wspomnisz głupoty, które gadasz. Jesteś
pretensjonalnym idiotą bez wiedzy o życiu. Jedyne, co udajesz, że wiesz, to
rzeczy, które łykasz jak pelikan z podręczników akademickich. Oczywiście ich
nie kwestionujesz, bo wiesz, że to nie pomaga w zaliczeniu przedmiotu. Nie wiem,
jakim jesteś człowiekiem i tak naprawdę chuj mnie to obchodzi. Po usłyszeniu
takich słów, wiem jedno – nie chcę nigdy poznać Ciebie, bo uważam, że
zaprezentowałeś tą wypowiedzi wartości, od jakich ja osobiście dostaję torsji.
Z resztą ten przypadek pokazuje tylko, jakich idiotów życiowych
kształtuje szkolnictwo wyższe. Zwłaszcza na studiach dziennych. Po ukończeniu
studiów jedyne, co taki magister ma to papierek, który opowiada historię jak to
zakuwał i zaliczał jakieś tam egzaminy, wykłady i ćwiczenia. Natomiast po tym
papierku spodziewają się, ze sprawi on cuda. NIE SPRAWI. Nie upoważnia też
nikogo do traktowania nikogo z góry czy roszczeniowego podejścia do innych (o
tym za chwilę).
Nie mam nic do samego studiowania. Naprawdę. Sam studiowałem
i zamierzam to jeszcze robić. Ale jak nigdy nie skalałeś sowich wyślizganych na
książkach łapek pracą, to nie oceniaj ludzi pracujących. Szanuję ludzi, którzy
studiują i pracują, bo wiem, jakie to trudne. Ale procentuje! Bo nie dość, że
sobie przypniesz dyplom do CV, to jeszcze nie wchodzisz jak gołodupiec na rynek
pracy. Nie ważne, że pomiędzy zajęciami zamiatasz ulicę czy przewijasz starców
w szpitalu. Każdy pracodawca będzie na Ciebie patrzył zupełnie inaczej jak w
Twoim CV oprócz wydumanych osiągnięć akademickich przeczyta, że w weekendy
zapierdalałeś na budowie, ogarniałeś korespondencję w jakimś biurze albo byłeś
kontrolerem biletów.
Dlatego dobra rada dla studentów – jak studiujesz dziennie, zamiast
zapierdalać na imprezy, złap jakąś robotę i utrzymaj się w niej, chociaż przez
dwa semestry; jak studiujesz zaocznie lub wieczorowo to i tak pewnie pracujesz.
I nie oceniaj innych pracujących, bo nigdy nie wiesz gdzie wylądujesz, jako Pan
Magister…i jak nie będzie Cię stać na bilet komunikacji miejskiej po studiach,
to Pan Kontroler pokaże Ci, że wstyd to być zadufanym w sobie debilem niż
pracować i sumiennie wykonywać powierzone obowiązki. Bo wstyd to zostać
wyprowadzonym z tramwaju lub autobusu za jazdę na gapę, nie wyprowadzać łamiących
zasady imbecyli.
35. Roszczeniowcy
To typ ludzi, którzy uważają, że jak robią, co do nich
należy, to należą im się za to laury. Widzimy ich wszędzie i mnie osobiści wkurwiają
do imentu. Pominę takie postawy w życiu prywatnym, bo wszyscy znamy rodziców,
którzy musza nagradzać swoje dzieci za posprzątanie w pokoju czy każda inną
czynność, która jest zasranym obowiązkiem gówniarza.
Ja bym chciał spojrzeć na ten typ w życiu zawodowym.
Pracuję w dużej firmie, korporacji. I uwierzcie mi, że
poziom frustracji, zwłaszcza przy systemach premiowych sięga zenitu. Wszyscy
uważają, że jak chcą dostać więcej niż 100% to wystarczy pierdnąć jak przełożony
poprosi i spełniać jego wszystkie polecenia. Gówno prawda, bo to zaledwie sto
procent tego, co się od Ciebie wymaga. Poza tym, szczerze, jak robisz od kilku
lat tą samą robotę i nic innego, to, co roku Twój wskaźnik powinien spadać. I
chuj.
Podobnie rzecz ma się w odniesieniu do kobiet. Jak jesteś ładną
laską i uważasz, że z tego powodu ktoś powinien Cię specjalnie traktować, to
mam dla Ciebie dwa słowa: PIERDOL SIĘ. Na specjalne traktowanie trzeba zasłużyć
czynami nie cechami.
Dla tego jak spotykam na swojej drodze roszczeniowca, to
dostaję wysypki. Jak w pracy ktoś do mnie przychodzi, żebym mu pomógł, bo
uważa, że mu się to należy to co prawda nie mogę mu powiedzieć dwóch magicznych
słów, ale traci w moich oczach i to dużo. Co innego jak przychodzisz i prosisz
o pomoc. Jak jesteś moim współpracownikiem i mam coś zrobić dla Ciebie to daj
mi powód, bo chuja Ci się należy. Jeśli to co ja mam zrobić dla Ciebie to Twoje
obowiązki, to zastanów się trzy razy zanim nawet podejdziesz z roszczeniem czy
prośbą.
I na koniec…
36. Nie masz…
Jeszcze raz usłyszę od kogoś, że ateiści w nic nie wierzą,
albo nie mogą mieć ani „duchowych” przeżyć ani życia „duchowego”, to go opluję.
Spróbuj debilu, chociaż raz wyłączyć ze swojego systemu koncepcję Boga, jako
eksperyment myślowy i zobaczymy czy stracisz we wszystko wiarę i czy rzeczywiście
przestają Cię nachodzić niespodziewane przeżycia emocjonalne i nie zawsze
zrozumiałe sytuacje. Dopóki nie będziesz potrafił spojrzeć spoza swojego
ciasnego pokoiku fatalistycznego komfortu – zamknij mordę, bo nie potrafisz
samodzielnie zmierzyć się z życiem…
To tyle na dziś w ramach Małego Wkurwu.
Jutro zaczynam cykl osobistej lektury świętej księgi i
dlatego zapytam jeszcze raz (odpowiadajcie proszę na FB na fanpage Reasonspawn) – czy mam zacząć od
Koranu czy od Biblii?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz