Z niecierpliwością oczekuje na jakiś tydzień, w którym nic
mnie nie wkurwi.
Póki, co, ku uciesze moich czytelników, tak się nie dzieje i mogę
kontynuować ten cykl…
Co mnie zatem wkurwiło w tym tygodniu?
Co mnie zatem wkurwiło w tym tygodniu?
52. „Zmieścimy się”
Jak już wspominałem, jeżdżę codziennie do pracy autobusem.
Wsiadam grzecznie na pętli i jadę jakieś dwadzieścia minut. Tuż przed moim
przystankiem jest przystanek, gdzie ładuje się cały przybyły z północno-zachodnich
okolic Warszawy motłoch. I nie chcę tutaj obrazić żadnych moich przyjaciół i
normalnych ludzi z Wołomina, Zielonki, Tłuszcza czy Kobyłki. Ale macie pośród
Was naprawdę idiotów. I wśród nich jedną, konkretną kategorię totalnych
kretynów.
Autobus wypełnia się po gwizdek. I zawsze się kurwa znajdzie ktoś, kto
stwierdzi, że on się jeszcze zmieści. Wciągnie brzuch jak się zamkną drzwi i
pojedzie. I nie dość, że takim zachowaniem ryzykuje, że nigdzie nie pojedziemy,
to jeszcze pcha się do środka, zupełnie nie biorąc pod uwagę tego, że pcha wszystkich
ludzi. Czasem wprost na poręcze, fotele i innych ludzi. I żeby była jasność,
nie ma tutaj żadnej przewagi płci. Zauważam, nawet przewagę w takich akcjach
kobiet, które przekonane o swojej szczupłej sylwetce uważają, że jak zobaczą pustą
powierzchnię gdzie zdołają nogi postawić, to znaczy, że się zmieszczą.
I autobus zamiast dwie, stoi na przystanku pięć minut, czasem dłużej. Kierowca nie może zamknąć drzwi, mijają jedne światła, drugie. A my stoimy, bo jakiś baran nie rozumie, że zarówno powierzchnia jak i tonaż autobusu są ograniczone! Plus oczywiście akcja z nowymi, najeżonymi elektroniką autobusami – jak przekroczony zostanie tonaż, to taki autobus nigdzie nie pojedzie. Musi zostać dokonany restart systemu i diagnostyka zawieszenia (nie wiem ile w tym prawdy, ale parę razy coś w tym stylu słyszałem, gdy musiałem szukać alternatywnej drogi, bo autobus przez to zablokował torowisko tramwajowe).
Zatem ma jedną prośbę. Jak widzisz, że ludzie stoją w
drzwiach autobusu, który jest zapchany, wróć się debilu do rozkładu i sprawdź
czy pięciominutowe zamykanie drzwi to nie jest przypadkiem czas oczekiwania na
kolejny autobus. A może da się pojechać inaczej?
Świat się z powodu dziesięciu minut zwłoki nie zawali, a jak jesteś spóźniony
to wstawaj kurwa wcześniej albo zapierdalaj do taksówki.
Najlepsze w mim przypadku jest to, że jak na tym przystanku autobus
się napcha, tak, że ludzie jak ryby w brudnej wodzie oddychają z karkami wygiętymi
ku górze, to na następnym przystanku ja wstaję i wysiadam. „Przepraszam,
przepraszam, dziękuję. Teraz możecie się Państwo z powrotem upchnąć w
pojeździe, dziękuję za rozrywkę”. Mam też ochotę w sytuacji, gdy kierowca nie może
zamknąć drzwi i nadal stoimy na przystanku się rozmyślić. „Przepraszam, ja
jednak wysiądę”. Obiecuję, że kiedyś tak zrobię i przeniosę mój wkurw na
wszystkich innych…
53. Nie no znowu…
Zaczęli mnie do szewskiej pasji doprowadzać ludzie, którzy
narzekają na pogodę. Serio! Bo na narzekaniu się nie kończy. Oni nie tylko
sapią, że znowu pada, albo jest zimno. Oni się zachowują jakby od tego zależało
ich życie. Wiem, że jest część społeczeństwa, która całym organizmem reaguje na
zmiany pogodowe, ale do kurwy nędzy, nie wszyscy. Przestańcie się nakręcać
psychicznie w zależności od pogody. „O dziś pada deszcze to muszę być smutny, a
skoro jest dodatkowo zimno to będę wkurwiony.” Widzicie w tym sens? Bo ja nie.
Jak to jest, że jak wkurwi Was szef, kolega czy przyjaciółka to potraficie to
ukryć, zapomnieć i nie epatować tym na wszystkich. Ale jak zacznie padać, to
wszyscy dookoła muszą wiedzieć, że to na Was wpływa i jak. Opanujcie się. Nikomu
się nie podoba (chyba poza mną) jak w gorący dzień nagle przypierdoli ulewa.
Nie jesteś jedyną osoba na świecie, którą to dotyka. Powiem nawet, że w
promieniu kilku kilometrów jest kilkaset lub kilka tysięcy ludzi, którzy maja
tak samo. Nie zachowuj się jakby zmiana pogody była dla Ciebie karą i Twoim problemem.
Bo to nie jest problem. Trochę zmokniesz, może trochę będzie Ci zimno – to powoduje,
że Twój świat się zawali? Jak masz na to wpływ, że traktujesz to, jako osobisty
problem? Jaki jest sens paplania o tym, co wszyscy widzimy i czujemy. „O pada” „Naprawdę,
stoję obok Ciebie i bardzo się cieszę, że mi powiedziałeś, bo zapewne bez
Twojej niezwykle przenikliwej obserwacji nie poczułbym, ani nie zauważył
nagłego opadu atmosferycznego. Tutaj jest mój numer telefonu i mail, daj mi znać
jak po raz kolejny pogoda się zmieni”.
I przestańmy o tym gadać. Serio! Jeśli stoisz obok mnie i
nie wiesz, o czym zagadać nie zaczynaj o pogodzie. Wolałbym już usłyszeć o
Twojej ostatniej wizycie u proktologa, niż wsłuchiwać się w banały na temat czegoś,
co sam obserwuję stojąc obok Ciebie! Jeśli jesteś kobietą, nie melduj mi, że Ci
zimno. Mi jest ciepło, a informacja o Twoim odczuciu temperatury jest mi
potrzebna tylko wtedy, gdy oczekujesz, żebym to Twoje odczucie zmienił. Wiecie,
co mam na myśli…
Poza tym, ludzie, w każdym telefonie, na każdym portalu jest
prognoza pogody. Wszyscy to widzimy, zerkamy i wiemy. Skończmy, zatem pierdolić
o pogodzie i może pogadajmy o seksie, albo o innym ważnym temacie, na który
mamy wpływ i może przynieść nam radość…jak się postaramy…
54. Mentalny beton
Bardzo ogólnie. Wkurwiają mnie ludzie, którzy mimo zmieniającego
się otoczenia, rzeczywistości nadal oczekują tego samego od wszystkich.
Prosty przykład – zmienia się sytuacja na rynku w branży Twojego
pracodawcy. Pracodawca musi się dostosować, żeby przetrwać i nadal osiągać
zyski. Jeśli razem z pracodawca nie zmienia się pracownicy, to zmiana nie ma
sensu i nie będzie sukcesem. Dlatego czasem trzeba wywalić na zbity ryj
najbardziej zabetonowane jednostki. I nie chodzi też często o to, że decydują
tutaj wyższe zarobki starych pracowników. Czasem mają wpływ, czasem chodzi o
coś innego. Ale kluczem jest to, że na ciągle zmieniającym się rynku, jeśli nie
nabierzesz pewnej elastyczności, zwłaszcza w zakresie oczekiwań, to zdychasz na
poboczu.
Niestety jest sporo ludzi, którzy zamiast pracować nad sobą,
wolą siedzieć i sapać „Kiedyś to było…”, „Stare dobre czasy…”. Mam dla Was
jedną radę. Zwolnijcie się, bo tylko zabieracie miejsce. Żyjecie w przeszłości.
Ona minęła i już nie wróci. Możecie albo tak zmienić swoje podejście od pracy,
żeby robić ją dobrze jednocześnie zachowując swoja wewnętrzną integralność z
poglądami; albo odpuścić i dać szanse innym.
Posłużyłem się przykładem pracy zawodowej, ale to się tyczy
wszystkich dziedzin.
Nikt nie jest samotną wyspą i tylko wybitne jednostki mogą naginać
otoczenie do siebie. Reszta albo się dostosuje albo wypada. I nie mówię, że nie
należy próbować dostosowywać otaczającej rzeczywistości do siebie. Nawet trzeba.
Ale trzeba wiedzieć, kiedy i w jakich zakresach. Jęczenie i odwoływanie się do „starych
dobrych czasów” nic nie wnosi i jest marnowaniem czasu i zasobów. Weź się do
roboty, włącz zmianę do swojego życia, jako stały element i nie przychodź po wsparcie,
gdy sam nawet nie podjąłeś próby innego sposobu drapania się po dupie mimo
tego, że mieniła Ci się dupa. Ja Cię nie podrapię, a tylko mnie wkurwisz.
To tyle na dziś. Dziś wieczorem odprężam się w Cafe Rock’n’Roll na koncercie. Więc jak
ktokolwiek chciałby mi nawrzucać albo po prostu pogadać, to zapraszam J
www.facebook.com/cafe.rnr |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz