piątek, 11 lipca 2014

Ateizm, agnostycyzm, sceptycyzm i inne…

Od jakiegoś czasu drażnią mnie dyskusje i dziwaczne tłumaczenia na temat różnic między agnostycyzmem i ateizmem, powiązaniach ateizmu z polityką i wygibasom przy okazji sceptycyzmu. Przedstawię, zatem mój punkt widzenia na te sprawy.

Zacznę od różnicy między agnostycyzmem i ateizmem.

Agnostycy chcą uchodzić za osoby bezstronne, stojące pomiędzy ateistami i teistami. Mam dla Was kilka złych wiadomości.

Agnostycyzm nie stoi pomiędzy ateizmem, a teizmem i nigdy nie stał. Bo zastanówcie się. Jeśli wątpicie w istnienie lub możliwość poznania prawdy, na temat tego czy Bóg istnieje – to w niego nie wierzycie. Koniec kropka. 

Agnostycyzm jest postawą sceptyczną, agnostyk mówi „nie wiem”, nie mówi „nie wiem, więc wierzę”. Tłumaczenia, że agnostyk nie jest przekonany, co do istnienia Boga oznaczają, że nie wierzy w jego istnienie – czyli jest ateistą.

Każda religia definiuje to jasno – jeśli wątpisz w istnienie naszego Boga, to w niego nie wierzysz! Skąd w deklaracyjnych agnostykach chęć bycia rozjemcą, głosem pośrodku debaty o istnieniu Boga – nie wiem (jestem sceptyczny J ). Śmierdzi mi to wymuszoną polityczną poprawnością, a tym konceptem gardzę. Zwłaszcza, gdy zaczynamy sami na sobie go stosować. Bądźcie wobec siebie szczerzy. Jeśli nie wiecie czy Bóg istnieje, wątpicie z jego egzystencje, to automatycznie wyklucza to wiarę w niego. Jeśli natomiast upieracie się przy wierze przy jednoczesnym sceptycyzmie wobec jego istnienia, to jesteście hipokrytami. Oczywiście, jeśli macie swoje szczególne teorie na ten temat, to OK, nie mam z tym problemu. Natomiast proszę o odrobinę szczerości i odwagi w przyjmowaniu postawy.

Ja jestem ateistą, bo nie wierzę w Boga. W kwestii jego istnienia jestem sceptyczny. Oznacza to gotowość na przyjęcie empirycznych i faktycznych dowodów na istnienie Boga. Nie ma ich póki, co i wątpię czy kiedykolwiek się pojawią.

Oczywiście możecie wywlekać słownikowe definicje, koncepcje i na tym poziomie różnice będą oczywiste i wyraźne. Bez tych różnic, historycy idei i filozofowie nie mieliby pola do dyskusji. I ja także cenię takie dyskusje. Tylko jak przychodzi do konfrontacji idei z rzeczywistością, to pojawiają się pewne zgrzyty. W każdej koncepcji. Weźcie dowolną definicję ideologii, prądu politycznego czy religii i skonfrontujcie je z tym, co ma miejsce w rzeczywistości. Nie mylmy tego, co rzeczywiste z pojęciami ontologicznym czyli idealnymi. Żadna definicja związana z poglądami czy ideologiami nie jest czystym odpowiednikiem jej słownikowej, idealnej formy.

Bo weźmy definicję agnostycyzmu. Agnostycyzm to pogląd filozoficzny, według którego obecnie niemożliwe jest całkowite poznanie rzeczywistości. Czasami agnostycyzm oznacza tylko niemożliwość dowiedzenia się, czy Bóg lub bogowie istnieją, czy też nie (za Wikipedia).

Na samej tej definicji możemy pojechać bardzo daleko w dyskusji. Od dekonstrukcji samej definicji (co to znaczy istnienie, dowiedzenie, poznanie), aż po setki pomysłów na interpretację. Jednak sama definicja nie jest konceptem rzeczywistym. Dopiero, gdy umieścimy go w kontekście innych idei, nabiera bliższego realnemu, znaczenia. Bo jeśli odniesiemy definicję agnostycyzmu do definicji wiary (definicja epistemologiczna - uznawanie za prawdziwe nieuzasadnionego twierdzenia) to wyraźnie widzimy, że agnostycyzm jest odrzuceniem wiary. Agnostycyzm nie akceptuje bezwarunkowego uznania za prawdziwe nieuzasadnionego twierdzenia. Czyli w kontekście Boga jest formą ateizmu!

Dlatego uważam, że na poziomie dyskursu, rozmowy o koncepcjach – rozdzielenie ateizmu i agnostycyzmu jest zasadne. Na poziomie konfrontacji realnych postaw – już nie bardzo.

I z agnostycyzmu wywodzi się kolejne pojęcie, które jest często nadużywane w powszechnym mniemaniu. Chodzi mianowicie o sceptycyzm.

Sceptycyzm może być wybiorczy – „jestem sceptykiem w tej kwestii, w tej nie”. W moim odczuciu taka postawa wynika przede wszystkim z intelektualnego lenistwa. Bycie sceptykiem nie jest zadaniem łatwym i wymaga nie lada odwagi i duuużo pracy. Sceptyk nie zadowala się artykułem z jakimś twierdzeniem. Sceptyk drąży temat, aż uzyska potwierdzenie, często z kilku źródeł, że dana informacja jest prawdziwa. Dlatego sceptyk nigdy nie będzie mógł pracować w gazecie codziennej albo w redakcji portalu informacyjnego. Sceptyka jest łatwo poznać, bo jego reakcja na część wydarzeń z pierwszych stron mediów przeważnie pojawia się, w najlepszym przypadku kilka godzin później…a bywa, że i dni. Sceptyk musi sprawdzić źródła, przeczesać Internet pod kątem zaprzeczeń i innych wersji wydarzeń itd. Dopiero na podstawie, w miarę możliwości, pełnego obrazu sytuacji wyrabia sobie zdanie, wyraża opinię.

Postawa sceptyczna jest dziś coraz rzadsza. Kto ma na to czas! Częściej przyjmujemy postawy cyniczne, które z sceptycyzmem nie mają wiele wspólnego, ale często bywają mylone. Otóż cynik zakłada, że nie ma obiektywnych kryteriów prawdy i programowo odrzuca badanie relacji miedzy poznawaniem a rzeczywistością. Sceptyk powie „nie mam wystarczających dowodów na to twierdzenie, ale sądzę…”, cynik powie „nie ma obiektywnej prawdy, więc to, co powiem na ten temat jest równie ważne, co opinia innych na ten temat”. W przykładzie wygląda to przejrzyście, ale uwierzcie mi, że nie jest łatwo odróżnić jedną postawę od drugiej.

Bardzo drażniący bywa selektywny sceptycyzm. Spotkałem się osobiście z taką postawą w odniesieniu do dyskusji na temat kreacjonizmu. Osoba, z którą dyskutowałem odrzucała kreacjonizm, jako bzdurę – pełna zgoda. Do teorii ewolucji podchodziła sceptycznie – super, do każdej naukowej teorii należy podchodzić sceptycznie, bo dzięki temu nauka idzie do przodu; ale bezkrytycznie wciskała w miejsca braku wiedzy ewolucyjnej teorię Dänikenowskie. Serio! Bez grama sceptycyzmu akceptowała ingerencję istot pozaziemskich w rozwój biologiczny i cywilizacyjny gatunku ludzkiego. Dla mnie akceptacja hipotez antycznych kosmonautów jest równie niedorzeczna i pozbawiona dowodów, co kreacjonizm czy teoria inteligentnego projektu. Najgorsze w całej dyskusji było to, że mimo deklaracji sceptycyzmu, w tym jednym zakresie tego sceptycyzmu brakowało.

I to nie jest tragiczne. Akceptuję wybiórczy sceptycyzm. Nie akceptuję ludzi, którzy deklarują swój sceptycyzm, a w sytuacji, gdy jasne jest, że w danej kwestii sceptyczni nie są – nie potrafią tego przyznać. I nie jest to atak personalny. Większość z nas tak ma. Ja też czasem nie jestem sceptykiem w niektórych sprawach…wiecie, co się dzieje, gdy zaczynam, sobie z tego zdawać sprawę? Zaczynam być sceptyczny J

Na koniec krótkie, telegraficzne odniesienie się do zupełnie nieuzasadnionego połączenia ateizmu z polityką.

Ateizm jest postawą mówiącą – nie wierzę w Boga. Tylko tyle!

Ateista odrzuca wiarę w Boga, nie poświęca zasobów ani czasu na oddawanie czci mitom.

Nie oznacza to automatycznej przynależności do żadnego prądu ideologicznego czy politycznego! Znam ateistów, którzy są prawicowcami i znam lewicowych ateistów. Znam ateistów, którzy są antyklerykałami (jak ja) i znam ateistów, którym to, co robi kościół jest obojętne. Wiem o ateistach, którzy są przeciwni aborcji i znam ateistów, którzy są homofobami. Przypisanie z automatu ideologii do ateizmu ma taką samą wagę jak powiedzenie, że każdy katolik to faszysta, a każdy muzułmanin to pedofil i kozojebca. To jest nie tylko niezgodne z prawdą, ale też bardzo krzywdzące.

Ateizm jest postawą względem koncepcji Boga – tylko i wyłącznie! 

Zatem jakiekolwiek łączenie ateizmu z polityką, ideologią czy światopoglądem na poziomie koncepcji czy idei jest niezasadne.


To tyle. Chciałem po prostu to sobie usystematyzować, a być może ktoś z tego tekstu wyciągnie coś dla siebie. Mam taką cichą nadzieję. 

Oczywiście jestem otwarty na dyskusję i uwagi, więc…strzelajcie!

Amen!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz