Znaczy to, że w dzisiejszej rzeczywistości ateizm przestał być
tym, czym z założenia być powinien i idzie długimi krokami w kierunku, który
jest mocno niepokojący.
I muszę przyznać, że przez spory czas sam ciągnąłem ten
wózek w takim kierunku.
Przychodzi jednak czas refleksji, któremu sprzyja
zdystansowanie się do tematu. I mam kilka uwag do tego jak, zwłaszcza on-line,
jest proponowany, promowany i przedstawiany ateizm.
Definicja
Milion sto dwudziesty raz – ateizm to brak wiary w Boga. Koniec
kropka!
Ateizm to nie jest wiara w nieistnienie Boga/bogów; ateizm to nie jest światopogląd,
ideologia, filozofia. Może być elementem tych zjawisk, może być ich wynikiem
lub źródłem. Ale nie jest na tyle silną, pojedynczą ideą by stanowić o
czymkolwiek.
Dlatego pisanie o ateizmie, jako postawie życiowej jest po prostu
głupie. To tak, jakbyśmy owijali samych siebie wokół tego, że nie lubimy piłki nożnej,
albo nie akceptujemy przykrego zapachu. TO ZA MAŁO!
I prowadzi to, do nieco niepokojących działań, które niosą za
sobą dodatkowe treści, których dyskusja o zaprzeczeniu jakiejkolwiek tezy, mieć nie
powinna. I czy w ogóle mozemy i powinniśmy dyskutować o tym, że coś odrzucamy? Dyskutować o przyczynach odrzucenia jakiejś tezy i o
konsekwencjach takiej decyzji - tak. Ale budować na pojedynczym oświadczeniu cały system? Często pojawiają się nadbudowy ateizmu,
które pachną nieładnie…bardzo nieładnie, bo zalatują dogmatyzmem…
Dogmaty
Budowanie wokół tezy odrzucającej pewną propozycję czegokolwiek
jest według mnie nadużyciem. Nadużyciem, które jest o tyle groźne, że nie ma, w jaki sposób
domknąć zakresu, granicy tematu…bo nie wytycza się granicy wokół punktu! I dlatego ciągle dookoła słyszymy – „...ateizm to
to! Ateizm to tamto! Jak jesteś ateistą to powinieneś, nie możesz, musisz…”.
Wyobraźmy sobie inną propozycję. Na przykład „asmoczyzm”,
czyli odrzucenie wiary w smoki. Czy to, że powiem, że nie wierzę w smoki
powoduje coś jeszcze, poza samym stwierdzeniem? Albo nie powoduje nic, albo powoduje bardzo
niewiele.
Na pewno wkładam opowieści o smokach na półkę z fantastyką, na pewno krytycznie
będę słuchał opowieści o smokach…poza tym…raczej nie ma to wpływu na moje
życie. Ponadto fakt, że smoki są według mnie fikcją nie ujmuje niczego
bohaterom mitów i baśni…oni nadal są odważni, mężni i nieustraszeni, wobec czegoś
znacznie silniejszego od nich. Czy mam wszystkie te cechy wyrzucić na śmietnik,
tylko, dlatego, że opowiadamy o nich w kontekście fikcyjnego bytu? Nie mogę tego
zrobić. Zwłaszcza w czasach, gdy poruszamy się w świecie iluzji, złudzeń i
internetowej fikcji.
Przegięciem totalnym byłoby zbudowanie wokół niewiary w
smoki ideologii, postawy, która mówiłaby, że wierzący w nie to idioci, że duże jaszczury
to mit, że postaci z eposów to oszuści i kłamcy. Czy nie widzicie w tym zwykłej
głupoty? Przegięcia w kierunku, w jaki taka prosta i jednoznaczna propozycja iść nie powinna.
Widzę wokół pojęcia ateizmu budowanie, może nie religii, ale
dogmatyzmu – jak najbardziej. I to jest hipokryzja.
Bo intelektualnie uczciwa osoba, która odrzuca wiarę w Boga, czary-mary czy inne niestworzone rzeczy jako nielogiczne, niespójne i wewnętrznie sprzeczne, nie powinna jednym
zamachem wygłaszać poglądów przeciwko tej wierze. Działa tutaj zasada, że
odrzucenie jakiegoś pomysłu to nie jest automatycznie przyjecie postawy przeciwnej do niego. To, że nie wierzę w
smoki, nie oznacza, że powinienem atakować tę koncepcję.
A to się dzieje w dzisiejszym „ateizmie” i przybiera formy
bliższe wojującemu teizmowi, fanatyzmowi, niż rzekomo wyzwolonemu, pozbawionemu wiary w bóstwa życiu. Budowane są całe
cytadele pojęciowe, które okalając ateizm, wypaczają go, naddają założenia,
nadbudowują ideologię i światopogląd. Nie będę sypał przykładami, bo tych można
znaleźć setki w sieci, także na moim blogu.
Alternatywne do teologicznych wykładnie
świętych pism, krytyka dziecinnych koncepcji Boga, ostre ataki na ludzi wierzących
czy instytucje. I to wszystko jest przyklejane do ateizmu. Przypinanie do najmniejszych
nawet problemów społecznych czy politycznych "spiskowej" lub bardzo luźno powiązanej przyczynowości
wywodzonej z religii czy wiary w Boga, podczas gdy przyczyny są prozaiczne,
proste i nieskomplikowane. Ludzka
chciwość, apatia, żądzą władzy…
Przez to, w naszej świadomości ateizm przestaje funkcjonować,
jako pojedyncza teza…staje się zlepkiem postaw, podyktowanych wykładniami
samozwańczych wojowników…o nie wiadomo, co…
I ciągłe czujemy i widzimy jeszcze jedno - nieustające korzystanie z tych samych mechanizmów, które taka postawa powinna odrzucać jako wrogie, szkodliwe. Ambicjonalne sztuczki, granie na kartach intelektu i godności. Manipulacje, które mają miejsce po obu stronach teistycznej batalii są powszechne i prawie identyczne...i są postrzegane jako wojna...tylko o co?
Zmiana
Odrzucenie tezy nie daje siły, nie daje wiedzy, nie
proponuje nic w zamian. I jeśli miałbym być szczery, (a chcę być szczery) to
jestem tym zmęczony. Zwłaszcza tym, że osoby funkcjonujące w środowisku związanym
i okalającym ateizm, mają dogmatyczne wręcz wymagania wobec swoich domniemanych
„współwyznawców”. I nie używam tego określenia bez powodu… Bo ateizm, zwłaszcza w swoim medialnym wydaniu, zaczyna
przypominać religię. Nie sensu stricte,
ale po bliższym przyjrzeniu się…nosi jej znamiona.
Zawiązują się kółka
niewiary, grupy ludzi podzielających taką, a nie inną wykładnię ateizmu,
zgromadzenia osobników akceptujących danych zestaw nadbudowy braku wiary w Boga…i
to wszystko przypomina odłamy ideologiczne. Zwłaszcza, gdy ateizm miesza się z
polityką.
I sam nie pozostaje bez winy, bo leciałem długi czas po
tych trendach, wchodziłem w te tematy…aż znalazłem dystans i udało mi się
spojrzeć krytycznie na te sprawy. Widzę, co się dzieje, wiem, że ludzie potrzebują
akceptacji w społecznościach i są w stanie wiele poświęcić by taką akceptację
uzyskać…włącznie z poświęceniem własnej intelektualnej integralności i
uczciwości. Idą po najmniejszej linii oporu, podpisując się pod gotowymi,
dogmatycznymi koncepcjami.
I muszę powiedzieć jedno – mi to nie pasuje, męczy
mnie i zniewala wewnętrznie. Nie wierzę w żadne czary-mary, nie oddaje czci żadnym abstrakcyjnym bytom, nie
przepadam za religiami. I zaczyna mi być szkoda czasu na dyskusje z rzeczami i
ideami, którymi gardzę, które powinienem po prostu ignorować.
Pominę już temat, ilu spośród tak zwanych ateistów on-line, wierzy w Boga...tylko po prostu się na niego obrazili. Albo ze względu na krzywdy osobiste, albo ze względu na swoje religie, kościoły, które wyrządziły im jakieś szkody...to nie jest dojrzała niewiara...to foch małolata, który obraża się na mamę za zakaz wyjścia na imprezę...i ją obgaduje z rówieśnikami na przerwach w szkole, jaką to jest niesprawiedliwą kobietą, ...nie mniej, nie więcej...
Nie spodziewajcie się zatem, że szybko wrócę do tego tematu. Mierzi mnie to całe zamieszanie, które sami nakręcaliśmy wokół tematu, który dla racjonalnie myślącego człowieka nie powinien istnieć...bo jest miałki, pusty, bez znaczenia.
Tak jak zapewne bez znaczenia będą powyższe słowa dla tych co nie skumali...cała reszta...smacznego :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz