Wracam do swojego cyklu. Dziś na początek nieco bardziej ogólnie,
ale też bez skrępowania.
47. Chuja tam czytasz
Wkurwiają mnie dwie rzeczy, jeśli chodzi o czytelnictwo.
I
Jak czytasz baranie artykuł, to bardzo Cię kurwa proszę spójrz
na dwie ważne rzeczy. Po pierwsze sprawdź datę artykułu. Bo to, że ktoś to
wrzucił pięć minut temu na FB czy na inną społecznosciówkę nie oznacza, że jest
to nowe. Dla Ciebie może jest. Ale nie wyciągaj wniosków o kondycji dnia
dzisiejszego po artykule sprzed pięciu lat, bo jesteś tak leniwy, że nawet nie
chciało CI się sprawdzić, kiedy został on opublikowany. Po drugie – kliknij czasem
w źródło! Zamiast klepać sensację i wieszać psy, może warto sprawdzić czy to prawda?
Znam przynajmniej kilka przypadków, gdy portale wzajemnie się linkowały, jako
źródła. Jeśli wchodzę na jedną stronę, czytam artykuł i klikam źródło, tam
klikam na źródło i wracam do pierwszej strony, to sorki, ale nie mam podstaw,
żeby wierzyć w coś, co jest tam napisane. I nie dyskredytuję tutaj stron bez
źródeł, które same tworzą kontenty na podstawie własnych badań czy pracy
dziennikarskiej. Oczywiście, jeśli ta praca i badania wynikają z treści
artykułu. Dlaczego to ważne? Bo czasami jedno słowo dodane do artykułu źródłowego
zmienia całkowicie jego przekaz, a dopóki nie zajrzysz do źródła, to nie wiesz,
że to, co czytasz jest interpretacją kopisty w redakcji. Jeśli chcesz coś powiedzieć
na dany temat to proszę Cię – komentuj i interpretuj fakty i informacje, a jak
chcesz ocenić ocenę lub interpretację to napisz, że to robisz. Bo strasznie
mnie wkurwia jak ludzie traktują interpretację, jako fakt, a opinię, jako źródło
wiedzy.
No i kwestia najważniejsza – jak siedzisz w redakcji portalu w dziale wiadomości i kopiujesz artykuły ze stron agencji prasowych czy innych portali, to nie jesteś kurwa dziennikarzem. Jesteś zwykłym biurowym klikaczem! Ja gdybym na tym blogu przeklejał artykuły, to nigdy nie nazwałbym się blogerem (a i tak unikam tego sformułowania, bo jest pełne pretensji – po prostu piszę do sieci, więcej nie potrzeba). W moim odczuciu, jeśli rościsz sobie prawo do bycia dziennikarzem lub blogerem, to musisz dawać coś z siebie, wykazać się myśleniem. Dziś dziennikarstwo w 90% polega na przepisaniu artykułu. Taki jełop siedzi przy kompie, znajdzie ciekawy artykuł, przepisze go po swojemu, polinkuje źródło i jest wielkim autorem sensacji dnia. I to jest upadek dziennikarstwa! Te 10% prawdziwych dziennikarzy, którzy w pocie czoła i z wywalonymi jęzorami ganiają za informacją, opłacają informatorów, wciskają się tylnymi drzwiami za kurtyny, a później muszą na wczoraj to wszystko przygotować tak, żeby Kowalski w pięć minut to przeczytał – to jest dziennikarstwo! Bloger ma łatwiej, bo nikt nie wymaga od niego samodzielnego wyszukiwania informacji i nowych sensacji. Bloger szuka, zbiera i komentuje informacje już dostępne. A że robi to samodzielnie i bez wsparcia redakcji, to w moim odczuciu robi lepsza robotę niż niejeden klikacz w dziennikach. A nawet nie próbuje aspirować do miana dziennikarza…
Więc jak mi mówisz, że coś gdzieś przeczytałeś i ja się zapytam – „A jakie jest tego źródło i kiedy powstał ten artykuł” to się nie dziw jak przestanę z Toba rozmawiać gdy mi nie będziesz w stanie odpowiedzieć. Bo serio? Ja mogę sprzedać w rozmowie każdą bzdurę podpierając się tym, że gdzieś przeczytałem o tym artykuł.
II
Czytaj książki! Sram na to, czy ukradniesz je z chomika czy
kupisz w księgarni. Nie ważne czy czytasz je na telefonie, tablecie czy z
kserówek. Ale kurwa czytaj. Jak wchodzę w rozmowę z kimś, kto całą swoją wiedzę
czerpie z artykułów nieprzekraczających 1000 znaków i dwóch obrazków w Internecie
to od razu się to czuje. I to nie tylko, dlatego, że tak naprawdę cytuje opinie
nieskażone własną oceną czy interpretacją. Ale sorki, nawet się poprawnie
wysłowić nie potrafi. Jeśli łapiesz się na tym, że znając treść artykułu nie możesz
jej wysłowić, bo brakuje Ci słów, to weź się baranie za lekturę czegoś więcej niż
wstępniaków i notek prasowych! Zamiast flaszki wódki czy kolejnej gierki, kup
sobie książkę. Może być o dupie Maryni, ale na bank znajdziesz jakąś, która Ci
podpasuje. Są książki o kulturze graczy, są książki o bieganiu, sraniu i
obcinaniu paznokci. I zawierają trochę więcej treści i słów niż instrukcja
papieru toaletowego czy artykuł w Fakcie. Z jednej strony mnie wkurwia a z
drugiej smuci, ze ludzie inteligentni, którzy mogliby poprowadzić ciekawą
rozmowę nie mogą tego robić na własne życzenie. Bo brakuje im słów, nie znają
zwrotów, nie wiedza jak konstruować logiczne zdania. To smutne i wkurwiające.
48. Detaliści
Poruszyłem dziś ten temat na FB i chce go tutaj wyrazić. Wkurwia
mnie jak ktoś wytyka detal, jako winę i dyskwalifikację przeciwników świadomie ignorując
takie szczegóły wśród swoich. Podam konkretny przykład. Swojego czasu Twój Ruch
Europa Plus związała się nieformalnym sojuszem z zachodnioeuropejską Partią Zielonych.
Partia Zielonych w latach 80-tych umoczyła straszliwie występowaniem w swoich
szeregach jawnego pedofila. I dziś prawicowcy strzelają w Palikota za ten
sojusz i za to, ze jest bardziej europejski niż Polski – chce większej integracji
z UE. Tymczasem prawie cała prawica brata się z kościołem katolickim,
przedstawia kościół, jako obrońców polskości. Po pierwsze – jak bardzo kościół
jest umoczony w pedofilii nikomu nie trzeba tłumaczyć; po drugie – kościół katolicki
to organizacja zarządzana i działająca w imieniu obcego państwa.
Jak dla mnie to jest przykład podręcznikowej wręcz hipokryzji. Jak obcy mają problem z pedofilią i chcą oddać Polskę w cudze ręce to jest to zbrodnia, ale jak nasi mają łapy w dziecięcych majtkach, kierują polityką i wykradają majątek narodowy w celu przekazania go pod zarządzanie obcego państwa – to jest nieprawda i pojedyncze incydenty dotyczące jednostek, nie całej organizacji.
Mam prośbę do szanownych detalistów wytykających podobne
kwestie. Zrównajcie standardy. Jeśli wymagacie czegoś od innych, wymagajcie
tego od siebie. Jeśli nie chcecie okupacji przez UE to nie pozwalajcie na
okupację watykańską. Jeśli oceniacie mnie po jednym poście na FB lub wpisie na
blogu, to nie dziwcie się, że na podstawie tych samych kryteriów zostaniecie
ocenieni.
49. Wkurwiajacy moraliści
Krótko. Staram się w swoich postach mniej osobistych,
personalnych nie używać słów wulgarnych, nie, dlatego, że kogoś to może urazić,
czy jest to nieeleganckie. Po prostu uważam, że to jest dobre dla mnie. Wiemy, że
można użyć słowa „kurwa” i wszyscy wiedzą, o co chodzi. Dużo ciężej jest zapisać
emocje w postaci opisowej. I dlatego stawiam sobie takie wyzwania i nie używam w
codziennych postach nadmiaru wulgaryzmów.
Wkurwia mnie jednak, jak ktoś czytając mój osobisty wpis (taki jak ten), który jest przekazaniem emocji, konkretnych wrażeń i super-subiektywnej oceny, pisze – „Można to przekazać w inny sposób, nie musisz tak przeklinać”. Chuja tam, muszę! Jak Cię to przeszkadza, to nie czytaj. Jak nie rozumiesz, że tak zwane wulgaryzmy służą przekazywaniu pierdolonych emocji i są integralną częścią języka polskiego to wróć do szkoły jebany gimbusie.
A tak poważnie?
Ni chuja, nie będzie poważnie. To jest mój tekst, mój Mały Wkurw na moim blogu i będę klął, jeśli uznam to za konieczne. I żaden pełen hipokryzji troll, ani ssająca kutasy po ciemku idiotka, nie będzie mi układała ani stylu ani treści wypowiedzi osobistej. Dla mnie o wiele bardziej wulgarne jest to, jak ktoś kłamie ładnym językiem, niż to, że ktoś mówi prawdę „wulgarnym” słownictwem.
Amen & Rock’on!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz