Jeśli śledzicie mojego bloga, to zapewne wiecie, że w tym
tygodniu uczestniczę w szkoleniu z pracy. Tematyka szkolenia jest „Analiza
Biznesowa”. Nie będę wchodził w detale, bo nie o tym chcę.
Szkolenie prowadzi Amerykanin. Jak wiecie polityczna poprawność
to domena USA i tam wszyscy się panicznie boją powiedzieć coś, co może kogoś
obrazić.
Prostym przykładem jest pojęcie shell shock. Uknute podczas I wojny światowej było nazwą reakcji żołnierzy na działania wojenne. Traumą powodującą uczucie bezsilności, bezsenność, strach, panikę, depresję lub niezdolność logicznego myślenia. Tak, nie mylicie się. Dziś nazywamy to zjawisko zespołem stresu pourazowego (PTSD)! To jedyne w sowim rodzaju, w dużej mierze wynikające z politycznej poprawności zmiękczenie nazwy zjawiska. Wiecie, do czego to doprowadziło? Do tego, że ludzie uważają, ze mogą dostać PTSD (post traumatic stress disorder) w odpowiedzi na trollowanie w sieci! Serio! Jest przynajmniej jeden przykład idiotki, która stwierdziła, ze prześladowanie i trollowanie na twitterze spowodowało u niej PTSD! No kurwa!
I przykłady można mnożyć!
Czego się dowiedziałem na szkoleniu w tym zakresie? Otóż w
USA i UK nie jest politycznie poprawne używanie określenia „burza mózgów” (brainstroming) w
odniesieniu do warsztatu kreatywnego! Zamiast tego, należy używać określenia „spotkanie pierwszych/pierwotnych myśli” (first/primary
thought meeting)! Wiecie, dlaczego? Bo lekarze stan podczas ataku epilepsji
nazwali burzą w mózgu! No ja pierdolę! Czy jak by lekarze stan podczas ataku
epilepsji nazwali sraczką elektronów, to nie moglibyśmy używać słowa sraczka w
odniesieniu do rozwolnienia? Czy ktoś mi może wytłumaczyć logikę takich zabiegów.
I co jest ciekawe. W 2005 roku zrobiono badanie na osobach chorych na epilepsję i jaki wyszedł wynik? Jebane 93 procent badanych stwierdziło, że ma to w dupie i ich to nie obraża! Ale chuj tam, na wszelki wypadek zbanujmy to określenie, bo jeszcze ktoś w miejscu pracy nas pozwie za dyskryminację!
Czy naprawę ktoś uważa, że zmiana sposobu mówienia o jakiś
zjawiskach albo rzeczach czy czynnościach zmieni ich naturę? Czy naprawdę
staliśmy się takimi miękkimi dupkami i pizdami, że nie możemy znieść
bezpośredniej prawdy?
Ja osobiście uważam, że jeśli używasz miękkiego języka to prowadzi to do bagatelizowania problemu, do jego rozmycia. Takie ujebywanie wagi i siły słów powoduje, że tracą one swoje powszechnie uznane znaczenia, tracą energię, którą z kontekstem wnoszą.
Wiecie, co jeszcze dostrzegam w takich zabiegach? Chęć
kontrolowania tego, w jaki sposób myślimy! Bo zastanówcie się. Jeśli pomyślicie
o kimś, że jest chujem czy skurwielem, to niesie ze sobą ładunek emocjonalny
nieporównywalnie większy niż jak pomyślicie o kimś, że jest penisem i
bydlakiem. I za chwilę, jak damy sobie wcisnąć politycznie poprawną nowomowę,
to nasze deklaracje i wypowiedzi zostaną odarte z ładunków wartościujących,
przestaniemy przy pomocy język i słów przekazywać emocje i słowa stracą swoją
wagę. Przynajmniej ja widzę w tym zagrożenie.
I z pewną, póki, co, szyderczą uprzejmością patrzę na ludzi,
którzy próbują mi na miękko wmówić, że nie powinienem przeklinać lub nazywać rzeczy
po imieniu. Że nie powinienem o osobach niepełnosprawnych mówić kaleki lub
inwalidzi, że nie powinienem o osobach upośledzonych umysłowo mówić debile
(swoją droga kliknijcie na Wiki w hasło debilizm i zobaczcie jak miękko
przechodzą do politycznie poprawnego określenia – TU). Pamiętacie słowo „dupa”? Najpierw kazali nam mówić
zamiast tego słowa - pupa, teraz
każą mówić tyłek…za chwilę, będziemy mówić – „organ do siadania”. Czy naprawdę to, że nazwę debila osobą niepełnosprawną
umysłowo w stopniu lekkim, czy idiotę - osobą niepełnosprawną umysłowo w
stopniu umiarkowanym, zmieni coś w fakcie, że są jebanymi debilami czy idiotami?
To oczywiście przykłady skrajne i specjalnie wyolbrzymione, ale nie czujecie, że
coś jest nie tak? Bo mi zaczyna to nie pasować, że ktoś próbuje mi nakazać jak
mam się donosić do faktów…następnym krokiem będzie narzucenie jak mam myśleć na
temat faktów? NO WAY!
Dlatego tutaj i teraz oznajmiam wszem i wobec:
Pierdolę polityczną poprawność! Pierdolę to czy mój język
Cię obraża? Jak tak, to idź do domu, popłacz sobie, nie wiem…jebnijj głową w
ścianę albo zamów psychiatrę. Jeśli nie potrafisz sobie radzić z
rzeczywistością, to Twój problem! Nigdy nie próbuj cenzurować tego jak mówię i
co mówię. I nie mów mi, że to obraźliwe – to jest arbitralne i to Twoja opinia.
Masz do niej prawo, a ja mam prawo powiedzieć – sram na to! Nikt nie będzie
kontrolował tego, co i jak mówię. Nie podoba się – nie słuchaj, nie czytaj, nie
podchodź! Jeśli nie potrafisz znieść tego, że czasem ludzie mówią rzeczy, które
Ci się nie podobają – droga wolna, nikt Cię nie zatrzymuje – wyjedź najlepiej tam
gdzie nikt Cię czymś takim nie zaskoczy i nie spowoduje Twojej traumy! Ale nie
próbuj nikogo zmuszać do zachowania głupich i bezsensownych standardów tylko,
dlatego, że Tobie one pasują.
I jeszcze jedno…
Jeśli oczekujecie czegokolwiek od otaczających Was ludzi to bądźcie świadomi, że będziecie musieli za to zapłacić. Pracodawca płaci pracownikom za to, żeby w kontaktach z współpracownikami zachowali określone standardy; redakcja płaci dziennikarzom, żeby używali i trzymali się konkretnych i określonych reguł językowych; korpus dyplomatyczny płaci ambasadorom i konsulom, żeby miękko sprzedawali kit językowy swoim odpowiednikom z innych państw. Nie oczekuj, że za darmo zacznę stosować Twoje standardy tylko dlatego, że płaczesz jak tak mówię.
To samo się odnosi do mojego bloga i mojego życia
prywatnego. Jak zaczniesz płacić mi za artykuły, to możesz mi wskazać, że nie
powinienem nadmiernie przeklinać czy obrażać kogokolwiek. Stłamsisz w ten
sposób cześć mojej natury – ale za odpowiednią cenę, mogę się poświęcić i
obrażać ludzi bez używania „brzydkich” słów i poruszać kontrowersyjne tematy
bez słów „powszechnie uznanych za wulgarne”. Dlatego, że zdaję sobie sprawę, że
życie to gra porozumieniem i kompromisem. Ale, do kurwy nędzy – quid pro quo – nic za darmo!
Wszystkim, których obraziłem w jakikolwiek sposób w tym
poście proponuję nabranie większego dystansu do samych siebie i do innych. I wyciągnijcie
głowy z własnych dup. Świat nie jest taki jak chcecie, żeby był – zwłaszcza jak
ktoś go Wam za Was układa i standaryzuje…
Amen!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz