Wczoraj wieczorem przeprowadziłem dość ciekawą, ale krótką
rozmowę na FB. Dotyczyła ona, w pewnym zakresie, wierzeń religijnych w
wierzenia w istoty zrodzone w wyobraźni albo mitach. Naturalnie religie wywodzą
się z mitów i jeśli ktokolwiek uważa inaczej, to powinien sprawdzić czy naprawdę
wie o swojej religii tyle i ile uważa, że wie. W toku dyskusji wpadłem na
pomysł, że wcale nie chodzi tutaj o jakieś hipotetyczne zbawienie czy wyższy
cel; nikt, albo nie wiele osób broni swojej wiary, jako czegoś, co jest rzeczywiście
częścią jego. Raczej przychyliłbym się tutaj do diagnozy, że tym, co jest
bronione w przypadku podważania podstaw wiary i religijnych dogmatów jest po prostu
interes wierzącego. Spróbuję to wyjaśnić.
Święty Mikołaj
W tą mityczną postać wierzyli chyba wszyscy…ale czy na
pewno? Do pewnego wieku na pewno tak. Natomiast na sto procent w pewnym
momencie wszystkie dzieci zaczynają zdawać sobie sprawę, że Mikołaj to tata lub
mama, że to oni kupują prezenty i podkładają je pod choinkę. Jednak dzieci
utrzymują w sobie wiarę w Mikołaja. Z kilku powodów.
Po pierwsze – jeśli dziecko chce, żeby rodzice coś mu kupili,
to zawsze mogą odmówić i każde dziecko to wie. Każdy z nas przeżył taką sytuacje,
że bardzo czegoś pragnął, ale rodzice z przyczyn materialnych albo
pragmatycznych po prostu odmówili zakupu takiej zabawki lub innego przedmiotu.
Mikołaj nie odmawia. Nie może! Jeśli dziecko spełnia pewne niejasne i bliżej nieokreślone
warunki „bycia grzecznym”, to pod koniec roku zostaje za to nagrodzone. Niezależnie
od tego czy spełniło ten warunek. Często dzieci muszą udowadniać swoją „grzeczność”
lub obiecywać ją na zapas, żeby nagrodę uzyskać.
Po drugie – jeśli nie dostaną to, czego chciały, to nie
powoduje to bezpośredniego konfliktu z rodzicami. Mikołaj mógł się pomylić, bo
ma do obdarowania wszystkie dzieci na świecie. Rodzice, nawet w sytuacji, gdy wiara w Mikołaja
jest tylko szczątkowa, są pośrednikami pomiędzy świętym darczyńcą i dzieckiem.
Nie ponoszą, więc w oczach dzieci winy za niespełnienie marzeń.
Naturalnie z biegiem czasu racjonalne argumenty przeważają i wiara w
wiarę zanika. Dzieci wyrastają z tej historyjki. Dzieje się to szybciej,
jeśli są oswajane z rzeczywistością, zwłaszcza z jej ekonomicznym aspektem. Im
szybciej dziecko dowie się o tym, czym są pieniądze, jak się je zdobywa i że
tak na prawdę nie ma nic za darmo, tym prędzej mit Mikołaja się rozmywa.
Mit Mikołaja pryska bardzo szybko i jedynym powodem, dla
którego przez kilka lat twierdzimy, że w niego wierzymy są korzyści, jakie taka
wiara przynosi. Nic więcej. Mikołaj nigdy nie spowodował, żeby ktoś zmienił się
w swoim codziennym życiu; nie sprawił, że dziecko przez dwanaście miesięcy
zachowuje się jak aniołeczek.
I wszyscy rodzice o tym wiedzą. Niektórzy nawet z premedytacją
tłumaczą dzieciom, że święty Mikołaj to bajka. I nie mamy z tym problemu.
Dzieci przechodzą z tym do porządku dziennego i nie ma to negatywnego wpływu na
ich rozwój, wyobraźnię czy zasady moralne.
Potwór z szafy/z pod łóżka
To troszkę inna kategoria ułudy, która innymi metodami
wpływa na nasze zachowanie. Taki potwór, zrodzony w wyobraźni pod wpływem jakichkolwiek
czynników medialnych lub poza medialnych, pojawia się zawsze w sytuacji, gdy
dziecko znajduje się samo. I o ile pozwala mi to odczytać prawidłowo moja
psychologiczna intuicja – to są powody, dla których takie monstrum mieszkające
w pokoju dziecka może egzystować dość długo. Dziecko utrzymując wiarę w potwora
w swoim pokoju załatwia sobie, czasem świadomie, częściej nieświadomie, dwie
potrzeby.
Pierwszą jest zwrócenie na siebie uwagi. Nie ukrywajmy, że każdy z nas potrzebuje uwagi innych. Jesteśmy stworzeniami społecznymi w pełnym
tego słowa zakresie. Potrzebujemy innych obok siebie. Raz na jakiś czas musimy
też poczuć, że jesteśmy dla innych ważni.
Drugą jest potrzeba troski. Dziecko wie, że pod pretekstem
potwora z szafy zawsze ktoś przyjdzie, przytuli, ucałuje, a może nawet zostanie dłużej
i ukoi do snu. Do jakiego poziomu jest to potrzeba w ten sposób zaspakajana
podświadomie, nie wiem i myślę, że to bardzo indywidualne. Wiem natomiast, że
dzieci często świadomie wykorzystują wyobrażone zagrożenia w celu uzyskania uwagi
i troski bliskich.
Często trwa to aż do momentu, gdy dzieci nauczą się, że to,
co uzyskują dzięki strachowi w pokoju mogą uzyskać innymi drogami. Co ciekawe,
potwory nadal się pojawiają w sytuacji, gdy dziecko poza tym funkcjonuje w
bardzo racjonalnym otoczeniu. Możemy dziecku wytłumaczyć, że to, co widzi w TV,
Internecie czy czyta w książkach to fikcja i nie występuje to w rzeczywistości –
mimo to potwory się pojawiają. Co najwyżej wędrują z miejsca na miejsce w miarę
obalania możliwości ich funkcjonowania w konkretnych miejscach w pokoju.
Potwór jest często, w bardzo nieodpowiedzialny sposób, wykorzystywany,
jako straszak na dziecko. Rodzice, którzy nie mają piątej klepki wbijają
dzieciom do głów, że jak będą niegrzeczne, to przyjdzie do nich potwór. To głupie
i krzywdzące, ale niestety nadal powszechne, mimo tego, ze specjaliści mówią,
że jest to niepotrzebne i szkodliwe.
Nie wiem, jaki związek z częstotliwością występowania takich
wyobrażonych lęków mają relacje rodzinne, bliskość z dzieckiem i poświęcana mu
uwaga, ale chyba można bezpiecznie powiedzieć, że im mniej czułości i bliskości
między rodzicami dzieckiem – tym potworów więcej. Ale mogę się mylić.
Fuzja
Jak spojrzymy na dwa powyższe archetypy – byt nagradzający
za dobre zachowanie i potwora, który gdzieś się zawsze czai by nas ukarać, to
jesteśmy już bardzo blisko do określenia, czym jest w naszych umysłach
koncepcja Boga. Musimy jednak przy tej fuzji dokonać kilku mutacji.
Bóg jest bytem, który nas nagrodzi za nasze dobre uczynki po
śmierci. Czyli nie wiadomo jak i nie wiadomo, kiedy. Nie ma na to żadnych namacalnych
dowodów ani świadectw. Z tego powodu wpajanie takich wierzeń musi zacząć się
wcześnie i być bardzo intensywne. Dlatego religie sięgają po najmłodszych i na
nich budują swoje kulty. Dzieci są łatwowierne, ale posiadają też w sobie dość sporo
naturalnego krytycyzmu, dlatego do wpojenia czegoś, czym mają się kierować, ale
bez wyraźnej i namacalnej nagrody, musimy posłużyć się technikami
indoktrynacyjnymi, autorytetami i strachem. I tutaj wchodzi druga strona
koncepcji Boga.
Bóg jest bytem, który widzi i wie wszystko i jak robisz coś
złego, według jego wytycznych, to on to wie i zostaniesz za to ukarany. Jak nie
teraz to po śmierci. Co jest przerażające w tym mechanizmie, że finalna kara
boska jest prezentowana dzieciom bez żadnych obwarowań wrażliwości. Po prostu
dziecko będzie się palić w piekle i będzie torturowane przez całą wieczność. To
jest nie tylko okrutne, ale stanowi też wyrafinowaną formę molestowania
psychicznego takiej młodej osoby. W ten sposób zmusza się dzieci do przyjęcia
zestawu zasad, które w danej religii stanowią kanon.
Poprzez połączenie nieokreślonej nagrody z nieunikniona karą
buduje się obraz istoty, która ma nad nami pełną, stuprocentową władzę. Mówi nam,
co mamy robić, jak myśleć i co myśleć. Nadal jest jednak taką krwawą wersją
świętego Mikołaja, który nagradza grzeczne dzieci, a strasznie karze
niegrzeczne.
Konkluzja
Wszyscy rodzice w pewnym etapie życia swoich dzieci chcą,
aby przestały one wierzyć w świętego Mikołaja i boogie-mena spod łózka. Jeśli
jednak w ich światopoglądzie jest miejsce na istotę będącą swoistą syntezą tych
dwóch wymyślonych postaci, to nie mają nic przeciwko temu, żeby dziecko w to
wierzyło. Łudziło się nagrodami i bało się kar.
Bardzo nurtuje mnie, dlaczego tak jest? Dlaczego rodzice z
taką ochotą wpajają dzieciom historie i mity, które im samy sprawiły więcej
zgryzot i lęków niż radości. Bo koncepcja Boga nie daje automatycznych zysków,
nie przynosi szczęścia. Przynosi ograniczenia obiecując za to nagrodę. Nakazuje
poświęcenie nie oferując nic ponad enigmatyczne wynagrodzenie i wyjaśnianie rzeczywistości
przy mocy czarów, magii i tajemnic.
Nie będę do nikogo apelował, ani nikogo pouczał…ale
ogarnijcie się trochę. Jeśli nie chcecie, żeby Wasze dziecko wierzyło w potwory
w szafie, świętego Mikołaja i inne leśne duszki to nie wpajajcie mu też bezkrytycznie
wiary w jakąkolwiek religię. Bo nie pozwalając mu wierzyć w niewidzialnego
przyjaciela lub wróżkę zębuszkę, ale wpajając mu historyjki o Jahwe czy Jezusie
uprawiacie hipokryzję pierwszej wody.
To samo się tyczy Was - wierzycie w tajemniczego podglądacza, który wie, co robicie, kiedy i z kim? Wierzycie, że życie na ziemi jest bez sensu, bo prawdziwe życie będzie po śmierci? Uważacie, że wydatki, jakie ponosicie na praktykowanie Waszych kultów są uzasadnioną inwestycją? Uważacie, że modląc się zamiast działać zmieniacie rzeczywistość? Sorki, ale ktoś powinien Wam powiedzieć, że dorosłemu, odpowiedzialnemu człowiekowi nie wypada wierzyć w bajki, dokonywać inwestycji, które nawet nie obiecują zysków i poświęcać czas na gusła i czary-mary.
Zastosujmy jeden standard dla wszystkich mitów. Nie ma powodów,
dla których jeden z spośród kilku tysięcy z nich ma być wyłączony z tej
kategorii. Ilość czytelników nie powoduje, że fikcja w książce stanie się
prawdą; to, że tysiące, miliony ludzi będą z całym przekonaniem twierdzić, że
to prawda – nie zmieni to faktu, że nią nie jest. To, że śmiesznie ubrany pan
wykona kilka chwytliwych gestów i wypowie kilka magicznych formułek nad głową kogokolwiek
nie zmieni rzeczywistości ani nie zawiesi praw fizyki. Jeśli nie wierzycie w tysiące
bogów, którzy istnieli przez całą historie ludzkości, zróbcie jedną z dwóch
rzeczy – albo zdobądźcie się na siłę i zróbcie ten jeden krok do przodu, eliminując
tych, którzy pozostali na polu bitwy; albo opowiedzcie swoim dzieciom przynajmniej o tuzinie różnych bogów i pozwólcie im wybrać…
Jak mawiał Christopher Hitchens – „to, co można twierdzić
bez dowodów, można także bez dowodów odrzucić”. Jedyne, co trzeba to trochę siły
i odwagi…
Koszulki |
Oczywiscie mogę się okrutnie mylić. Oczywiście niektórym koncepcja Boga daje zyski, których nie mogą osiągnąć inną drogą. Postawcie sobie jednak jedno pytanie - co takiego osiągacie, zyskujecie, że warte jest tyle zachodu. Czy nie możecie przy odrobinie wysiłku osiągnąć tego samego? I czy porzucając wiarę nie likwidujecie jednocześnie ograniczeń, które ta wiara na Was nakłada? Bo wiara ogranicza. Spójrzcie na to w ten sposób - nie możecie być nikim ponad to, co jest Wam pisane w dziele bożym; zawsze będziecie jego poddanymi i od niego gorsi. To jest dobry wzorzec i autorytet? To nawet nie jest dobry nauczyciel! Najlepsi nauczyciele chcą, żeby ich uczniowie ich przerośli...Bóg nie moze sobie na to pozwolić, wiec jest kiepskim nauczycielem...posunę się nawet do stwierdzenia, że jak nie chcesz pozwolić na wyrośnięcie uczniów ponad Ciebie to odpuść sobie nauczanie. Robisz więcej krzywdy niż dobrego...
Amen
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz