Część z was zapewne już słyszała o uchwale SB-967. Nasze ukochane,
żądne sensacji media już rozszerzyły ten przepis na całą Kalifornię i ciągną dyskusję
wokół takiej wersji. Ja swoim zwyczajem sięgnąłem do źródła J
Przepis
Sama uchwała została zaproponowana 10 lutego tego roku. 14
sierpnia została przepuszczona do drugiego czytania w komisji edukacji stanu
Kalifornia. Tka – komisji edukacji. Bo przepis dotyczy bezpośrednio tylko
uczelni zarządzanych przez władze stanowe.
Zatem po pierwsze – prawo jeszcze nie działa. Po drugie – dotyczy tylko
kampusów uczelni stanowych.
Co zawiera sam przepis? W dużym skrócie. (Całość możecie przeczytać TUTAJ.)
Chodzi o potwierdzenie zgody na kontakt seksualny. „Potwierdzająca
zgoda” jak ją definiuje ustawa, to potwierdzająca, świadoma i dobrowolna zgoda
na udział w aktywności seksualnej. I cały przepis kręci się wokół właśnie tego.
Nie znalazłem niestety w tekście ustawy definicji aktywności seksualnej…a szkoda, bo bez takiej granicy ten przepis staje się potworkiem i absurdem.
Nie znalazłem niestety w tekście ustawy definicji aktywności seksualnej…a szkoda, bo bez takiej granicy ten przepis staje się potworkiem i absurdem.
Oczywiście – wszyscy mają prawo do odmowy czy ustalenia, że
do kontaktu seksualnego muszą wyrazić zgodę, tylko czy wprowadzenie tego w
postaci prawa, ze wszystkimi konsekwencjami, jest potrzebne.
Moim okiem
Dla mnie takie prawo jest leczeniem objawowym i niczego nie
zmieni. W moim odczuciu należy skupić się na przyczynach powstawania takich
zjawisk jak gwałty, przemoc w rodzinie czy molestowania seksualnego. Bo
wstawianie między intencje, a wykonanie tych intencji prawa, powoduje jedynie,
że ludzie znajdują sposób na obejście takiego muru. Nie wprowadza to żadnej
zmiany w mentalności. To jest próba leczenia objawowego i to dość nieudolna.
Bo jeśli spojrzymy na ten przepis od strony czysto
pragmatycznej, to mamy milion dziur.
Jak taka zgoda miałaby zostać udzielona? Pisemnie? Bo jeśli
ja zgodzę się na seks poprzez wypowiedzenie akceptacji, to mogę temu
zaprzeczyć. Uzyskiwanie za każdym razem pisemnej zgody jest głupie i całkowicie
bez sensu. Bo czy naprawdę potrzebuję pisemnej lub ustnej zgody, żeby ukraść koleżance
całusa w policzek? Czy muszę czekać, aż dziewczyna powie „zgadzam się na seks z
Tobą” mimo tego, że właśnie zdarliśmy z siebie wzajemnie ubrania?
Gdzie jest granica między niewinnym flirtem, przyjacielskim
dotykiem czy pocałunkiem a kontaktem seksualnym? Czy nasze wzajemne relacje nie
powinny tego normalizować? Czy dorośli ludzie musza mieć prawo, żeby powiedzieć
kolesiowi, albo panience – spierdalaj. Ten przepis robi z ludzi ofiary,
pierdoły i nieświadomych własnej seksualności kretynów.
I na 100% nie powstrzyma seksualnych drapieżników. Bo oni
się nie boją kary za gwałt. Dlaczego mają się bać, że jak nie uzyskają zgody na
seks to czeka ich kara? To głupota! I może spowodować jedynie zwiększenie się ilości
oskarżeń o gwałty i molestowania. Nie tylko z zemsty…
Dlaczego nikt nie skupia się na edukacji, wyplenieniu
patriarchalnego modelu, który, nie oszukujmy się, jest głęboko osadzony w
naszej świadomości społecznej. Powinniśmy od najmłodszych lat wpajać naszym
dzieciom że wszyscy ludzie mają niezbywalne prawa do prywatności i odrębności
fizycznej; że seks jest naturalny ale może być środkiem opresji i przymusu.
W moim odczuciu przyczynami występowania zachowań, którym próbuje
przeciwdziałać ta legislacja jest brak edukacji i świadomości, głównie
spowodowany bigoterią w kwestiach seksu. Zamiast racjonalizować seksualność,
nadawać jej sens, zaczynamy ją penalizować; zamiast edukować seksualnie młodzież
– izolujemy ją przy pomocy religijnie inspirowanych przepisów; zamiast mówić o
seksie prawdę w kategoriach naukowych – nazywamy go grzechem i obrzydlistwem.
Jedynym pożytkiem z takiego przepisu jest to, że prowokuje
do dyskusji na ten temat. Tylko ważne jest, żebyśmy, znowu, sięgali do źródeł,
nie czytali głupot, jakie w tej sprawie wypisuje GW czy inne dążące do poziomu
bruku szmatławce…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz