Trochę się ostatnio ruszyło nasze ateistyczne
towarzystwo na FB. I dobrze. Powstało kilkadziesiąt nowych grup, grupy
precyzują swoje cele i odsiewają spamerów i obrazkowych śmieciarzy, wiem o
kilku spotkaniach w ramach grup. To dobrze! To bardzo dobrze!
Jest jednak jeden cierń w tym wszystkim. I nie zamierzam
tym razem się powstrzymywać od nazywania rzeczy po imieniu.
Ateistyczny Spis Powszechny na FB. Ta inicjatywa powstała pod wpływem chwili. Powstały grupy
regionalne, ludzie zbierają się wokół idei, ale też według regionów. Mają do
siebie blisko i to jest dobry pomysł. Kilka spotkań nieformalnych już się
odbyło. Zapewne kilka jeszcze się odbędzie. A nawet, jeśli się nie odbędą, to
ludzie tych regionach już zobaczyli – nie jesteśmy sami. W mojej okolicy jest
trochę ateistów! To ważne i potrzebne, bo inaczej, kto ma czas na to, żeby na
kilkutysięcznych grupach buszować po listach członków i szukać kogoś z mojego
miasta.
I w to wszystko wchodzi z krytyką i atakami pewna grupa ludzi. Sorki, nie mówię, że nie robią oni dobrej roboty. Są aktywni w
przestrzeni publicznej, pojawiają się w wielu miejscach i sieją „dobrą nowinę”.
Najwyraźniej jednak nie rozumieją wagi i dynamiki Internetu. A przynajmniej ją
lekceważą!
Teksty w stylu – „rozdrobnienie jest niepotrzebne”, „konsolidujmy
zamiast dzielić”, są głupimi tekstami rodem z partyjnych słowników z zeszłego
stulecia. Świat nie działa w ten sposób już od ładnych kilkunastu lat. Ludzie,
od lat, nie szukają tego, co powszechnego ich łączy, tylko tego, co unikalnego
ich do siebie zbliża. Im bardziej unikalne te cechy – tym łatwiej ludzi ze sobą
związać. Wystarczy wyjąć głowę z tyłka, żeby zobaczyć, że wszystko ulega
takiemu trendowi – radia podzieliły się na gatunkowe; kanały telewizyjne
precyzyjnie celują w widownię z tematami; wszelkie inicjatywy organizacji pozarządowych są
projektami celowymi, nie „na wszystko”. I jak ktoś mówi – złączmy wszystkich
ateistów w jedną organizację – to ja się pukam w czoło. Zwłaszcza jak robi to
nieudolnie, powodując jeszcze większy rozłam.
Bo jeśli ktoś tworzy grupę na FB w swoim mieście,
wrzuca o tym informacje na ogólną, dużą grupę i dostaje w komentarzach strzał
od ludzi z innych organizacji, to dla mnie nie jest to wsparcie. Zwłaszcza, że jak obserwuję,
co i jak piszą Ci ludzie – to wszystko wygląda jak szablony skopiowane ze
słownika propagandy. Ludzie chcą się spotkać i zwołują się na piwo – grupa wskakuje
i klepie o swoich spotkaniach. Ludzie piszą o ponadregionalnym spotkaniu - organizacja wskakuje
i sieje te same teksty ze zdjęciami o ich zjazdach i zlotach. To wszystko nosi
znamiona jakiegoś dziwnego przerostu ego, które nie lubi konkurencji. Tak jakbyśmy
walczyli o jakiś niezidentyfikowany rynek i ktoś walczy o dominację na nim.
Ludzie nie lubią takich zachowań. Mówię z
doświadczenia. Jak robię wydarzenie, wybieram miejsce, czas i zapraszam ludzi,
a ktoś się wbija i mówi – słuchajcie my też mamy imprezę, gdzie indziej, w
innym towarzystwie i po co innego, ale możemy zrobić jedną imprezę zamiast
dwóch – to dostaję palpitacji. Lub – tworzę grupę w konkretnym, albo
niekonkretnym celu (to nie istotne), zapraszam ludzi, coś się zaczyna dziać i
wbija się ktoś i mówi – to nie dobrze, że to zrobiliście, przecież jest nasza
grupa i tam są już ludzie; po co budujecie coś od nowa, jak możecie się przyłączyć
do nas.
Nie ma nic złego w promowaniu swoich akcji. Nie potępiam
tego, nie przeszkadza mi to. Ale jak ktoś, przy okazji promowania swoich akcji
atakuje akcje kogoś innego, to jest to po prostu hipokryzja i nie służy nikomu! Korzystasz
z mojej grupy żeby promować swoje akcje, a jednocześnie, w tym samym poście
podważasz celowość powstania tej grupy…skąd przyszedłeś i dlaczego Cię stamtąd
wypuścili? Gdzie w takim postępowaniu jest chęć skłonienia ludzi do podjęcia
decyzji? Do dobrowolnego i świadomego uczestnictwa w środowisku?
Czy ludziom nie przychodzi do głów, że nie wszyscy się
zgadzają ze sposobem działania ich organizacji? Że w przypadku środowiska ateistycznego,
sceptycznego, właśnie to, że jesteśmy różni, inni od siebie i patrzymy szerzej –
jest siłą?
I powtórzę – nie mam nic przeciwko jakiejkolwiek działalności. Podoba mi się to, że rożne grupy robią coś w przestrzeni publicznej! Ale
nie podoba mi się to, co i jak często robią w sieci. Rozumiem, że są lojalni wobec swojej
grupy, chcą dla niej jak najlepiej – to oczywiste i fajne. Ale atakowanie
wszystkiego innego, taka bierna agresja, która emanuje z każdego prawie komentarza,
nie służy ich wizerunkowi.
Ateizm, jako pogląd na rzeczywistość jest na fali
rosnącej. Wszyscy, choć trochę zaangażowani lub obserwujący środowisko to
widzą. I powinniśmy się uczyć z doświadczeń zachodu. Tam liczby rosną razem z
liczbą organizacji. Wystarczy trochę poczytać. To jest naturalna droga.
Wszystkie próby zrobienia „Polskiej Zjednoczonej Partii Ateistycznej” są
kierunkiem przeciwnym do tego, co reprezentuje sobą ten światopogląd. Wyłaniają
się oczywiście giganci, duże organizacje, które gdzieś na poziomie dyskursu
publicznego czy nawet politycznego, mają ważny głos. Ale ich siła nie pochodzi
z tego, że wchłaniają innych czy monopolizują rynek idei. I nie ujmują nawet
jednego grosza najmniejszym organizacjom czy inicjatywom – tylko je wspierają.
Jeśli ktoś ma aspiracje być takim głosem, to powinni przestać,
głosem swoich członków i sympatyków, agresywnie krytykować inicjatywy on-line,
powstawanie grup itd. O ile lepiej dla nich, byłoby napisanie na nowej grupie,
która ma sens i robi coś dobrego, ciekawego – „Nasza organizacja wspiera tę inicjatywę”
zamiast „Robicie kolejną grupę, a jest przecież grupa Organizacji X”. W
pierwszym przypadku wysyłamy pozytywne wzmocnienie i przyciągamy do siebie
ludzi, w drugim…nie bardzo…
Oczywiście moja tyrada, to jedynie moje zdanie.
Wynika to z obserwacji i dyskusji. Nie chcę nikogo pouczać, dawać lekcji. Każda organizacja wie, czego chce i korzysta z narzędzi do osiągania swoich celów jak uważa za
stosowne. Jednak uważam, że Internet i media społecznościowe są w większości ich piętą
achillesową i nie robią sobie dobrej twarzy w ten sposób. A bez tych umiejętności
i świadomości funkcjonowania najmłodszych pokoleń – nie ugrają wiele wśród
ludzi dopiero wchodzących w dorosłe życie. Po prostu ich nie rozumieją, bo nie
rozumieją jak grać potencjałem w sieci.
Nie pozjadałem wszystkich rozumów! Nie zamierzam
stawać naprzeciwko jakiejkolwiek organizacji czy grupie; czy rozpoczynać dziwnej wojny. Nie taki jest mój
cel. Bo wspieram jak tylko mogę to, co robią takie grupy. Znam w niejednej organizacji fantastycznych
ludzi i nie zamierzam podkopywać ich osiągnięć. Robią świetną robotę i jeśli
chcecie się zaangażować poza siecią to szukajcie ich i wbijajcie do nich – naprawdę warto, robią
dużo fajnych akcji!
Krytykuję jednak to, jak działają w sieci. Lekceważą
lub ignorują potencjał Internetu. Ujmują ludziom, którzy nie mogą lub nie chcą wychodzić
do reala, ale dużo robią on-line…i to mi przeszkadza, to mnie boli. Bo chyba
nie na tym powinna polegać jedność środowiska. Ty działasz on-line, ja działam
w realu – połączmy siły i zbudujmy silny głos na każdym poziomie. Bo każdy głos
jest ważny, nawet pojedynczy, nawet głos dwunastoosobowej grupy na FB z Pcimia
Dolnego. Bo krzyk się nie rodzi z jednej tuby. Krzyk się rodzi z małych głosów –
a w dzisiejszej rzeczywistości, coraz głośniej słyszany jest krzyk wydawany
CAPSLOCKIEM w komentarzach w sieci!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz