Zapewne wielu powie –
to hipokryzja, że mięsożerca jest przeciwny ubojowi rytualnemu. Ja powiem – nic
nie kumacie.
Jem mięso, lubię
mięso i zapewne nie zrezygnuję z jedzenia martwych zwierząt. Jem też roślinki –
owoce, warzywa i wszystko, co mi smakuje. Po prostu.
Nie zawsze podoba mi
się to jak traktowane są zwierzęta, które konsumuję. Czasem czuję straszna złość
na rodzaj ludzki, że w taki sposób traktuje inne istoty. Wiem także, że są
pewne problemy z opłacalnością i wydajnością produkcji żywności. Jest wiele
spraw, z którymi przyjdzie nam się zmierzyć w obliczu rosnącej populacji na
ziemi. Świadomi ludzie wiedzą, że organicznie hodowane rośliny nigdy nie osiągną
wydajności niezbędnej do nakarmienia całej populacji; że modyfikacje roślin są
niezbędne; że są firmy, które w zbrodniczy sposób monopolizują i zawłaszczają
nasiona zmodyfikowanych roślin. Przyjdzie nam się z tym także rozprawić, bo sytuacja
nie idzie ku dobremu.
Zwierzęta hodowlane
nie mają łatwego życia. Często jest pełne cierpienia. Jednak jednego możemy im oszczędzić
– bolesnej śmierci. Śmierci, dzięki której my żyjemy. Technologie i przepisy
pilnują i powinny pilnować, żeby ból, niezależnie od tego czy wśród zwierząt
czy wśród ludzi, był jak najmniejszy. Zlikwidować go całkowicie się nie da,
wiec musimy go minimalizować. I tutaj wchodzi temat, który mnie osobiście
bardzo denerwuje.
Ubój rytualny.
Niezależnie jak
motywowane, powodowanie cierpienia, które nie jest potrzebne, nie powinno być
dopuszczalne. Nigdzie.
Problem z ubojem
rytualnym jest szerszy niż tylko niehumanitarne metody uboju. Po raz kolejny
nadajemy przywileje pewnej grupie społecznej, tylko, dlatego, że w ich systemie
poglądów pojawia się koncepcja Boga. To jest chore. Żadna partia, jako twór kierowany
ideologią nie dostałby takiego prawa. Czy jeśli założyłbym dziś partię albo
ruch społeczny, który głosiłby powrót do natury i zakazywał całkowicie technologii
w produkcji żywności to dostałbym dyspensę na bezlitosne i krwawe mordowanie
zwierząt? Nie sądzę. Ale jeśli na wierzch takiej ideologii wepchnę Boga, a reprezentować
mnie będą śmiesznie ubrani kapłani – nie ma problemu! Chlastajta do woli, niech
krew i krzyk zwierząt cieszy Waszego Boga i Wasze chore jazdy.
Mnie zastanawia jedno
– dlaczego ludzie, którzy uchwalają takie przepisy, nie robią tego w sposób,
jaki normalnie jest wymagany do zmiany w prawie. Niech religianci udowodnią
korzyści takiego sposobu uboju dla wartości odżywczych mięsa, zdrowia. Dlaczego
kryteria są zaniżone tylko, dlatego, że gdzieś tam wokół tego krąży koncepcja Boga?
I nikt nie zadał pytania o relację korzyści finansowych z korzyściami innego
typu? Wszędzie szukają pieniędzy. Może to jest metoda na zbilansowanie budżetu,
skoro nie chcą odciąć od cycka klechów i ich systemu wyzysku państwa. Nie
chcecie zakazywać uboju rytualnego? Opodatkujcie go jak psa. 80%, 90%...skoro mówimy
o uboju na potrzeby rytualne, to czerpanie z tego zysków powinno być opodatkowane
całkowicie lub wręcz zakazane. Kontrole, kontrole, kontrole. Możecie zabijać na
własne potrzeby, ale jak sprzedacie, udostępnicie lub oddacie komukolwiek spoza
Waszej wspólnoty – paka.
Bo możemy mydlić oczy
mitami i zabobonami, ale nikt chyba nie wierzy, że nie chodzi o kasę. Unia
zakazała, więc w Polsce będziemy mordować i eksportować. Tylko problemem jest
to, że zarobią na tym wspólnoty religijne zwolnione z podatku, nie państwo.
Mógłbym pomyśleć – jeśli dzięki temu będzie kasa na to, żeby ludzie nie umierali
w nędzy w środku miasta, żeby dzieci nie musiały chodzić głodne – przymykam oko;
zmniejszamy cierpienie ludzi cierpieniem zwierząt. Jako zawodnik drużyny „ludzie”
przymykam oko.
Ten problem będzie nadal
problemem, dopóki będziemy dopuszczać, żeby metafizyczna nadbudowa groźnych i
wrogich człowiekowi ideologii była dla nich parasolem ochronnym. W ten sposób
dopuszczamy by normalnie zakazane ideologie totalitarne rozpychały się w naszej
rzeczywistości…nie ważne czy mówimy o katolicyzmie, islamie, judaizmie czy
jakiejkolwiek innej religii. Jeden pies…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz