sobota, 3 stycznia 2015

Postęp jako narzędzie strachu

Przeczytałem artykuł na stronie zmianynaziemi.pl dotyczący postępującej robotyzacji i automatyzacji naszego życia. Oczywiście winny jest „Panoszący się na świecie socjalizm”…dobra, nie będę wnikał w detale. Kluczem artykułu jest obudzenie strachu przed automatyzacją. I to jest naturalne, że boimy się zmian. Już przez to przechodziliśmy. A właściwie przechodzimy praktycznie codziennie. I co? I nic. Bo drobne, codzienne zmiany nie są tak widoczne. Ale jednak mają miejsce.
Ile jeszcze czasu mnie zanim 90% sektora usługowego, personelu biurowego, specjalistów, konsultantów czy ekspertów nie będzie musiała wychodzić z domu do pracy? Będą musieli się o danej godzinie zalogować do udostępnionej platformy. Wykonać pracę na dany dzień, wziąć udział w kilku telekonferencjach. I to wszystko bez wychodzenia z domu. Według badania PBS z 2006 roku 15% firm zatrudniało i korzysta z telepracy. I podejrzewam, że firmy, zaciskając pasa i szukając oszczędności coraz chętniej będą sięgały po tę formę zatrudnienia.
Ile Waszej pracy dziś wykonują systemy, aplikacje, urządzenia i programy. Zastanówcie się nad tym. Zarówno w pracy zawodowej, jak i w codziennym życiu.
Ja tymczasem przedstawię Wam moją perspektywę w odpowiedzi na katastroficzną treść tego artykułu.

Ewolucja pracownika
Codziennie odnajdujemy jakąś aplikację, która robi coś dla nas, albo za nas. Czy przez to mamy więcej czasu dla siebie samych? Tylko szczerze! Bo ja nie zauważyłem. Po prostu więcej czasu poświęcamy na inne rzeczy, nie zostaje nam czas pusty. Jak zostaje – to super. Zróbmy coś! Tak to już jest, że jak znajdziemy wolną chwilę, to zaraz coś z nią robimy, zapełniamy ją. To się staje naturalnie, po prostu tak niektórzy mają. Nie mi oceniać czy to dobrze czy źle.
Zastanówmy się, biorąc pod uwagę postęp technologiczny ostatnich dziesięciu lat – ilu z Was straciło prace przez rozwój technologii? Pewnie kilka osób takich się znajdzie jak dobrze poszukamy. Ilu z Was musiało w związku z tym nauczyć się czegoś nowego, ogarnąć jak wykonywać swoją pracę w nowych narzędziach? Pewnie większość. I tutaj jest moim zdaniem klucz do przetrwania tej zmiany. A ta zmiana nadejdzie. I to szybciej niż nam się wydaje. Wiecie, kto zostanie bez pracy, na lodzie i w konsekwencji na ulicy? Ludzie, którzy ciągle patrzą na „stare dobre czasy” i alergicznie reagują na nowości, nie chcą się uczyć i rozwijać. Bo zmiana dziś jest podstawową sprawą w naszym życiu. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu podstawą naszego życia był PLAN. Obieraliśmy sobie cel, układaliśmy konkretny plan i z mniejszym lub większym trudem go wykonywaliśmy. Zauważyliście, że dziś to praktycznie niemożliwe? Oczywiście, robimy plany na najbliższy miesiąc, czasem dłużej; mamy projekty, które realizujemy latami. Ale PLAN nie jest pierwszą rzeczą, na jaką zwracamy uwagę. Jest nią ZMIANA. I to na nią musimy zwracać uwagę, do niej być gotowi. Bez tego – już utonęliście, ale jeszcze nie obiliście sobie łokci o dno i żyjecie złudzeniem nieważkości.
Obserwuję to, na co dzień. Ludzie robią od lat to samo, odpychają wszelkie nowości, nowe zadania, zmianę czegokolwiek. I w sytuacji, gdy wszyscy dookoła się już dostosowali – oni po prostu zostają za burtą. To proste i nieubłagalne.
Postawcie się w roli przedsiębiorcy. Dostajecie aplikacje lub system, który kosztuje milion złotych i robi robotę za dwudziestu, trzydziestu ludzi. Robicie wyliczenia i okazuje się, że do obsługi systemu potrzebujecie pięciu osób. Czyli reszta do zwolnienia. Czysta matematyka – dwadzieścia etatów po wszystkich kosztach (weźmiemy średnią krajową, tylko nie jęczeć!), to dla przedsiębiorcy ponad milion złotych rocznie kosztów. Nawet, jeśli płaci im połowę krajowej, to system amortyzuje w dwa lata, po czym zaczyna generować niebezpośredni zysk z inwestycji! Dla przedsiębiorcy to dobra inwestycja. I oczywiści nie twierdze, że czysta matematyka powinna rządzić w takim przypadku. Ale zastanówcie się! Taki system nie powstaje i nie jest wdrażany z dnia na dzień, czasem trwa to nawet kilkanaście miesięcy. Przeważnie pracownicy bezpośrednio dotknięci przez te zmianę wiedzą o niej dość szybko. I co? Większość nie robi nic. Siedzi, robi swoje jakby nic się nie działo. I potem wieszają psy na pracodawcy, który przynosi im wypowiedzenia, bo prace dostaje ktoś inny, albo o zgrozo, kolega z biurka obok zainteresował się projektem zmian, wszedł w niego i po prostu zostaje przy swoim biurku!
I tutaj jest problem. Przedsiębiorca zawsze będzie szukał zysku, pieniędzy. Po to założył biznes. Musi reagować na zmiany na rynku. Musi optymalizować koszty własne. I jeśli pracownik nie wykaże, że jest zyskiem dla firmy – zostaje obcięty, jako niepotrzebny koszt.
Jeśli ludzie nie zrozumieją tego, że ZMIANA jest dziś motorem napędowym – to będziemy takich artykułów czytać jeszcze więcej. Bo Pani Gosia ze sklepu nie będzie chciała nauczyć się nowego systemu kasowego, bo stary przecież jest dobry i jak ona się nie nauczy, to przecież jej nie zmienią, bo ona pracuje tutaj już piętnaście lat. Zmienią, zmienią. Kwestia tylko czy razem z Panią Gosią czy bez niej. I tak jest wszędzie, jeśli chodzi o pracę. Ludzie widzą zmiany, ale nie reagują.
Nie mówię, że to reguła. Czasem rzeczywiście przedsiębiorca robi coś za plecami pracowników i potem zwalnia cała załogę, zespół. Ale sorki – to nie jest wina technologii tylko nieetycznie postępującego pracodawcy. Ja sobie nie wyobrażam pracy w jakimkolwiek przedsiębiorstwie i nie śledzenie, przynajmniej raz-dwa razy w tygodniu zmian. Nie tylko wewnątrz samej firmy, ale na całym rynku. I jak tylko mogę to wszędzie gdzie pojawia się coś nowego – ja tam jestem. Uczę się, wkładam swoje pięć gorszy. Pokazuje na każdym kroku pracodawcy, że płaci mi za to, co robię przy biurku, ale ja mu daję trochę więcej, taki bonus, żeby nie traktował mnie jak koszt, tylko jak zysk.
Dziś, jeśli nie uczysz się nowości, nie chłoniesz codziennie wiedzy i nie chcesz się zmieniać – jesteś zbędny, bo powtarzalną, nieuczącą i nierozwijającą się jednostkę można zastąpić maszyną. Stałeś się robotem – to Cię nim zastąpimy…za ¼ kosztów…

Postęp technologiczny
Czy ciągły postęp może doprowadzić do całkowitego bezrobocia? A dlaczego to nie miałby być cel rozwoju? Dlaczego nasza praca ma być niezbędną czynnością. Czy nie może być tak, że ludzie nie muszą pracować, a i tak zachowany zostałby dzisiejszy system gospodarczy? Na 100% nie.
Jeśli dojdziemy kiedykolwiek do poziomu rozwoju, gdy praca człowieka nie będzie potrzebna – oznaczać to będzie upadek gospodarki rynkowej i ekonomii opartej na wartości pracy. Bo jeśli wszystko, co dziś robią ludzie by zarobić na życie będą mogły zrobić maszyny – nikt nie zostanie wynagrodzony za taka pracę, czyli nie będzie pieniędzy na rynku by skonsumować to, co maszyny wytworzą. A to oznacza koniec.
Stąd „wykluwają się” dwa wnioski:
1. System pracy i ekonomii opartej na wartości pieniężnej tej pracy będzie podtrzymywany tak długo jak się da. System będzie ewoluował, będzie się zmieniał. Już dziś widzimy jak się zmienia. Coraz mniej ludzi pracuje w przemyśle, zmieniają się zakresy obowiązków pracowników usługowych, ciągłej zmianie podlegają stanowiska biurowe. Tylko do tego, żeby to miało sens i trzymało się kupy, trzeba populacji gotowej na zmianę, gotowej na naukę i przekwalifikowania. Nie stagnacyjnego społeczeństwa tęskniącego za przeszłością.
2. Zmieni się system pieniężny. Może przestaniemy być wynagradzani za pracę, której nie będziemy musieli wykonywać. Może za kilka dekad okaże się, że wszystko za nas zrobią maszyny…wszystko poza wymyśleniem nowych ich zastosowań, służenia bezpośrednio społeczności. I za to będziemy wynagradzani. Za to, że wymyślimy nową metodę na utrzymanie czystości; albo opracujemy nową aplikację do obsługi zamówień żywności w naszej dzielnicy. Bo jednego jestem pewny – maszyny nigdy nie zastąpią człowieka w kwestiach pomysłowości, kreatywności i innych typowo ludzkich cechach. Maszyny mogą optymalizować, liczyć i kompilować, ale nie wymyślą niczego nowego z pozornie niezwiązanych elementów. Nie sądzę, żeby to się udało kiedykolwiek osiągnąć maszynom. I na pewno nie zastąpią nam kontaktu z druga osobą. Wiec, jeśli ludzkość zdecyduje się na pozostanie przy systemie monetarnym, to będzie musiał zmonetyzować właśnie te aspekty działalności człowieka, które nie mogą być przez maszyny zastąpione. Oczywiście można to pociągnąć w kierunku utopijnym lub dystopijnym – ale nie widzę na chwilę obecną lepszego wniosku.
Oczywiście możemy sobie wyobrazić rezygnację z systemu monetarnego. Takie propozycje już padają i są dość dobrze opisane. Wystarczy poczytać o Projekcie Wenus. Do czego zachęcam, chociażby z czystej ciekawości.



Refleksja
To głupi podtytuł na koniec, bo tak naprawdę cały tekst jest refleksją, ale co tam J
Ja nie widzę w postępie technologicznym zagrożenia. Widzę w nim na pewno zmianę. Widzę w nim szansę.
I jednego nie lubię. Jak ktoś na podstawie domysłów i czystej demagogii próbuje wciskać swoje spojrzenie na świat poprzez sianie strachu. A to robią właśnie wszelkiego typu jednostki i grupy ludzi, którzy zerują na skłonności ludzi do panikowania w obliczu zmian. Wszelkie portale traktujące o teoriach spiskowych, portale rzekomo ujawniające „prawdę” a działające według tych samych zasad propagandy poprzez strach, co tradycyjne media czy religie. Tego nie lubię i na ile starczy mi odporności na t kretynizmy, będę je tępił i ośmieszał. Bo jak widzę kolejny klon Alexa Jonesa, który krzyczy o tym, że Żydzi i Masoni przejęli światową finansjerę żeby wyeliminować 90% populacji – to nie pisze o tym tylko, dlatego, ze nie potrafiłbym o tym napisać udając obiektywizm. A nie chcecie czytać jak przez sześćset czy siedemset znaków typowego wpisu rzucam mięsem.
Chętnie posłucham Waszych refleksji na ten temat. Jak Wy widzicie to, co się dzieje w zakresie postępu technologicznego. Boicie się zmian, czy próbujecie wsiąść na nie jak na swojego konia i ugrać coś na tym? 

Dawajcie – Pogadajmy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz