Temat pewnie już wałkowany wiele
razy, ale czemu by nie wziąć go na tapetę jeszcze raz…dla utrwalenia.
Jak wszyscy wiemy, jakiś czas temu
papież Franek, powiedział, że ewolucja jest cool i ogólnie OK i że nie ma konfliktu
w tej sprawie miedzy nauką i religią. I ludzie krzyknęli – HURRA! Mamy papieża
z mózgiem, trochę liberała i myśli w ogóle chłopina normalnie. Nie ma, o co
kruszyć kopii. Jest gitarka!
Ja mam z tym poważny problem z dwóch
powodów.
Otóż nasi mityczni prarodzice,
według teorii ewolucji nie istnieli. Nie było żadnej pierwszej pary homo
sapiens. I ktoś powie, jak to nie było, a mitochondrialna Ewa i Y-chromosomalny
Adam? Szach mat!
Otóż to są hipotezy, czyli nieudowodnione
naukowo propozycje wysnute na podstawie poszlaków pochodzących z dowodów. W
przypadku Ewy, hipoteza została wysnuta po zbadaniu DNA mitochondriów kobiet, z
różnych grup etnicznych i znalezieniu wspólnego mianownika. Więc zaproponowano,
że kiedyś wszystkie grupy etniczne były jedną „rasą”. Podobnie, jeśli chodzi o
Adama. Dowodów na to, by uznać te hipotezy za naukowy fakt nie ma, więc nie
jest to żaden argument za opowieścią z biblii. Pomijając fakt, że Adama datuje
się na około 340 tysięcy lat temu, a Ewę na około 200 tysięcy lat temu…wiec
Adaś długo bzykał inne Ewunie, zanim trafił na tę, którą nazywamy naszą
mitochondrialną poprzedniczką.
Skoro, zatem biblijny Adam i Ewa
nie istnieli, to pojawia się poważny problem. Mianowicie bez nich nie ma mitu o
zakazanym owocu, gadającym wężu, wygnaniu z Raju i grzechu pierworodnym! Czyli
nie ma Kaina i Abla, nie ma potopu, nie ma Jezusa i jego oczyszczenia tego
grzechu. Cała mitologia wali się w fundamentach. Co na to katolicy i inni
chrześcijanie? Nie wiem, bo nie widziałem, by ktoś się bezpośrednio do tak
postawionej kwestii odniósł…ale w domyśle mają to w bani, gdy mówią – „Ewolucja
to bzdura! Nie ma na nią dowodów! To taka sama historyjka jak z biblii!”. I naprawdę
mam dość takich argumentów. Dowodów jest całe 150 lat naukowych badań,
skamielin, danych genetycznych, biologicznych, geologicznych i w cholerę
jeszcze innych. Tylko trzeba sięgnąć po nie, chcieć je znaleźć i się z nimi
zapoznać, zamiast reagować jak entomofob na dźwięk bzyczenia (to osoba, która
bezpodstawnie boi się owadów). Zawsze mnie zadziwiało, że ateiści i antyteiści
studiują religijne pisma i wszelkie produkcje, żeby rozmawiać z wierzącymi, a
teiści nie mają takiej skłonności…czyżby wierzący mieli sofofobię (od greckiego
sophíā – mądrość, uczenie się)?
…albo uprawia słaby PR. I to jest
drugi powód. Słyszeliśmy już z ust aktualnego papieża wiele słów, które publicznie
miały ugłaskać publikę, a tak naprawdę były szybko odszczekiwane lub prostowane
przez hierarchów. Już gadał, że ateiści mogą pójść do nieba jak są dobrymi
ludźmi; już słyszeliśmy słowa pocieszenia wobec homoseksualistów i słowa nagany
wobec opasłych, bogacących się biskupów……i co? I gówno! Hierarchowie mają go w
poważaniu, doły mafijne też. Traktują go jak pociesznego dziadka, który ma
złagodzić publiczny wizerunek kościoła w czasach, gdy ludzie wiedzą coraz
więcej i nie jest nimi tak łatwo manipulować. A to wszystko jedna wielka
ściema. Zagrywka medialna. Gra pod publikę. Populizm bym rzekł…
Bo kościół nie może popuścić teraz
swoich dogmatów. Zostało mu ich tak niewiele, że cokolwiek teraz coś odda, z
czegoś zrezygnuje, to na dupie spodnie się rozprują…bo trzyma je tylko kilka
nitek i każda jest na wagę złota.
Dlatego mimo ciepłego gadania,
nominalnego szefa Watykanu – kościół się radykalizuje. Bo musi. Inaczej
upadnie. Ale robi wszystko, żeby ta radykalizacja szła oddolnie, to stymuluje.
Z góry leci ciepły deszczyk, a doły kościelne robią swoją robotę, coraz
bardziej polaryzując społeczeństwo, wiernych… Czysty przykład mamy w Polsce,
gdzie biskupi i cały kler sra na słowa Franciszka i coraz silniej chce wchodzić
w politykę, ma pretensje o ustanowienie państwa wyznaniowego.
I nie wierzę w żadną schizmę.
Wszyscy rozumni widzą, że to Franciszek jest samotną wyspą, marionetką i
pajacykiem w rękach hierarchii. Im jest dobrze, bogato i wygodnie, ale musieli pokazać
łagodną buziuchnę, żeby im się publika nie dobrała do dupek. Dlatego papież dużo
bredzi, ładnie i liberalnie opowiada, a reszta robi swoje…po staremu, ku chwale
kościoła, nie wiernych.
I dlatego słowa Franciszka trzeba traktować
z bardzo dużą dozą wątpliwości i prawie stuprocentową pewnością tego, że zaraz będą
odszczekiwać…albo nie skomentują tylko osrają nieomylnego papieża…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz