Tytuł to oczywiście żart..ale chyba Wam nie muszę tego mówić.
Chcę napisac jak ja widzę to magiczne słowo i postawę.
Według definicji, tolerancja oznacza brak dyskryminacji. Czy mówimy o mniejszości religijnej, światopoglądowej czy seksualnej. Czyli - żyj i pozwól żyć.
Zatem jeśli masz jakieś poglądy, to Twoja tolerancja przejawia się w tym, że nie atakujesz ani nie opluwasz, (fizycznie ani mentalnie) nikogo, kto myśli inaczej niż Ty.
Mam problem z taką definicją, bo zakłada ona zgodę na zachowania i postawy, które mogą zagrażać mi i moim bliskim. Pod każdym względem.
Dlatego jeśli mogę mówić o sobie jako o osobie tolerancyjnej, to tylko w określonych ramach.
Toleruję gdy:
- trzymasz swoje poglądy dla siebie, lub;
- dyskutujesz o nich, bez próby indoktrynacji czy wciskania swoich poglądów;
- twój światopogląd/religia/seksualność nie ingeruje w moje życie pośrednio i bezpośrednio;
- nie wchodzisz ze swoimi poglądami/seksualnością/religią w obszary życia społecznego, które z zasady mają być ich pozbawione;
... i najważniejsze:
- twój światopogląd jest oparty na solidnych argumentach i wiedzy.
O co mi chodzi? Już wyjaśniam.
Dwa pierwsze punkty są jasne. Twoje poglądy to Twoja sprawa i jeśli nie chcesz o nich rzeczowo dyskutować, słuchając innych zdań i poglądów to nie wychodź z nimi poza swój ciasny pokoik. Narazisz się tylko na ostracyzm albo na silną ripostę. Zwłaszcza jak będziesz w rozmowach próbował kogoś przekonać do swoich poglądów. Jeśli nie jesteś w stanie w spokojnej, solidnie argumentowanej dyskusji przedstawić swoich racji i spojrzenia na świat, tylko atakujesz i próbujesz wciskać innym swoje jazdy to zapomnij o tolerancji z mojej strony.
Ingerencja w życie. Jeśli jesteś homoseksualistą i zaczniesz się do mnie dobierać to połamię Ci te wypindrzone łapki. Jeśli jesteś faszystą i namalujesz mi na drzwiach karykaturę Hitlera, to spalę Ci drzwi i nasram na wycieraczkę. Jeśli jesteś wędrującym krzewicielem dowolnej religii i po jednokrotnej odmowie mojego udziału w dyskusji, nie odpierdolisz się ode mnie, to nie spodziewaj się łagodnego i tolerancyjnego traktowania. Chociaż akurat z apostołami wiar wszelakich lubię rozmawiać...
Po za tym...nie ma problemów z jakimikolwiek poglądami, seksualnością czy rasą...chyba, że...
Włażą w miejsca i obszary gdzie ich nie powinno być. Chodzi o sytuację gdy społecznie zaakceptowaliśmy, że na przykład, urząd jest świecki, albo ruchamy się po ukończeniu 15 roku życia. Nie ma tolerancji dla łamania tych ustaleń. Nie jestem wzorowym obywatelem i nie zawsze stosuję się, co do przecinka, do przepisów prawa. Ale nie chodzę też do kościołów zawieszając symbole atomu czy FSM. Jeśli jakakolwiek aktywność seksualna ma miejsce między zgadzającymi się na to dorosłymi osobami, to dla mnie możecie sobie wycinać i zjadać własne tyłki, albo bawić się miotaczem płomieni. Spoko, cokolwiek Was kręci, bawcie się dobrze. O ile robicie to we własnych domach i nie posługujecie się emanacją waszych wyborów lub preferencji do walki politycznej. Dlatego nie przeszkadza mi jak chłop chłopa, czy kobieta kobietę, natomiast jeśli wychodzicie z tym na ulice, bo chcecie coś na tym zyskać, to już stoicie na granicy. O zoofilii i pedofilii nawet nie będę wspominał...
To samo dotyczy wszelkiej ingerencji religijnej w społeczeństwo. Nie toleruję
Ostatnia zasada, a raczej jej łamanie, powoduje, że dostaje wysypki i pluję mułem (jak mawia mój znajomy). Po prostu nie toleruję głupoty. Jeśli masz jakieś poglądy wyłącznie dlatego, że koledzy tak uważają, albo dlatego, że Twoi rodzice i dziadkowie tak uważali, to jesteś po prostu zindoktrynowanym idiotą. Nie mówię o tym, że jesteś na przykład katolikiem, bo się wychowałeś w katolickim domu i znasz katechizm, pisma ojców kościoła, biblię i po prostu to do Ciebie przemawia, wierzysz w to. Spoko, masz u mnie szacunek. Zwłaszcza jak potrafisz o tym po prostu pogadać, bez napinki i bólu dupy. Natomiast jak wyjeżdżasz mi z typową propagandą, frazesami i uważasz to za uzasadnienie Twoich poglądów, nie masz żadnych refleksji, to zawsze uznam Cię za debila i sorry, moja tolerancja się kończy.
Czyli jestem tolerancyjny czy nie? Mi się wydaje że tak naprawdę to słowo to już dawno straciło swoje znaczenie. Przynajmniej na poziomie jednostki.
O ile jeszcze w odniesieniu do grup społecznych możemy mówić o tolerancji lub jej braku, to w odniesieniu do jednostek już nie.
Jeśli czujesz się indywidualistą, jestes świadomy swojej wyjątkowości i masz swoją drogę, to uważam, że nie jesteś zbyt tolerancyjny. Są rzeczy, które Cię wkurzają, których nie chcesz oglądać, słuchać czy osoby na które nie możesz patrzeć. Zawsze jak masz osobiste spojrzenie na świat to stajesz się nietolerancyjny. Bo osobiste spojrzenie wymaga krytycznego myślenia i wyciągania wniosków, wartościowania według własnej skali. A to wyklucza tolerancję w jej definicyjnym znaczeniu.
Zatem mogę powiedzieć jedno - nie jestem tolerancyjny. Rozpoznaję obecność wszystkich zjawisk w społeczeństwie, kulturze czy innych sferach. Ale je wartościuję i oceniam - to nie jest tolerancja.
I organicznie nie cierpię politycznej poprawności. Czyli nie dość, że nie jestem tolerancyjny, to jeszcze miewam w dupie konwenanse...ale to chyba nic złego?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz