Dziś zaczyna się celebracja bajki. Mitu, który jest podstawą
wierzeń setek milionów chrześcijan. Bajki bardzo niebezpiecznej i destrukcyjnej
dla ludzi, którzy wierzą w nią bezwarunkowo. Dlaczego piszę o tym, że jest
groźna? Po kolei…
Mit
Według biblii Bóg zesłał na ziemię swojego syna, żeby poprzez
swoja ofiarę zmazał z człowieka grzech, który został przez tego samego Boga na
człowieka nałożony. Więc ten synek, Jezus, przez natchnienie ducha świętego
narodził się z niewiasty. Podobno urodził się w stajence, ale wersje nie są
jednoznaczne. Podobno była jakaś gwiazda i przyszło trzech mędrców, ale to też
nie jest wprost powiedziane. W każdym bądź razie oprócz kilku epizodów z
młodego życia, które nie były niczym szczególnym, nie wiemy nic o dzieciństwie
rzekomego syna Boga. Pojawia się w wieku około 30 lat i zaczyna wypełniać
proroctwa narodu żydowskiego. Zakłada sektę i robi różne sztuczki, które
pozwalają mu zdobyć nowych wyznawców. Żydzi się na niego wkurwiają i wydają go,
jako przestępcę w rzymskie ręce. Rzymianie go przesłuchują w niewybredny sposób
i ostatecznie skazują go na śmierć na krzyżu. No i niedoszły mesjasz umiera. Po
trzech dniach okazuje się, że albo wstał i poszedł, albo ktoś ukradł jego trupa
z gronu. Ktoś tam opowiada, że go widział a nawet z nim rozmawiał, ale to
wszystko opowieści z trzeciej albo czwartej ręki (pierwsze ewangelie zaczęły powstawać
około roku 70-80 n.e, więc po prawie 40 latach od rzekomych wydarzeń
związanych z Jezusem).
Tak w telegraficznym skrócie przedstawia się historyjka z
tak zwanego „Pisma świętego”. W przełożeniu na dzisiejsze realia wyglądałoby to
tak:
Znikąd pojawia się charyzmatyczny i samozwańczy piewca
religijny. Zaczyna tworzyć sektę przy pomocy swojego przesłania i sztuczek.
Jako, że zna inne religie, bo z nich czerpie część swoich złożeń, opowiada
historię o swoich narodzinach i dzieciństwie tak, żeby pasowały do jakiejkolwiek
przepowiedni. Najlepiej do tej, z której czerpie swoich wyznawców. Zaczyna
wkurzać hierarchów innych, dominujących religii i zaczynają oni kombinować jak
się go pozbyć. Podkupują jednego z wyznawców, manipulują faktami i dowodami
tak, że guru zostaje aresztowany i skazany na karę śmierci. Po wykonaniu kary
odbywa się pogrzeb i po kilku dnia jego ciało znika z grobu bez śladu. Kapłani,
którzy zostają wierni jego naukom składają oświadczenia, że go widzieli po tym
jak umarł i że on wróci, a tymczasem to oni mają prowadzić jego sektę i dalej
głosić jego przesłanie. Z czasem sekta rozrasta się i zaczyna obejmować
środowiska elity politycznej kraju. Ktoś postanawia spisać jego historię. I tak
po pięćdziesięciu latach od jego śmierci powstaje ewangelia o tym nieznajomym
guru. Ubarwiona i zniekształcona przez setkę uszu, przez jaką przeszła jego historia
przez te wszystkie lata.
Dużo nie potrzeba. Chętnych zachęcam do lektury biblii. Nie
uwierzycie jak bardzo my sami ubarwiliśmy historię tam opisaną…
Dogmat
Zanim przejdę do zagrożenia ze strony tej bajki, to muszę
odnieść się do jednej kwestii. Mianowicie ta opowieść jest silnie metafizyczna
i tajemnicza. Przynajmniej tak opisują ja religijni apologeci. Dla mnie po
prostu jest nielogiczna i bez sensu…ale powoli.
Otóż Jezus jest synem Boga i jednocześnie Bogiem. Czyli Bóg
magicznie zapładnia Maryję, żeby urodziła jego samego. I ona go rodzi
pozostając cały czas dziewicą (nie ma o tym ani słowa w biblii, ale wszyscy w
to wierzą). Po drodze Jezus udowadnia, że jest Bogiem, który jest jednocześnie swoim
ojcem poprzez cuda. Czyli zawieszenia praw natury, fizyki i logiki na rzecz
swojego interesu. Później pośrednio przyczynia się do własnego osądzenia,
tortur i męczeńskiej śmierci po to żeby odkupić grzechy ludzi. Grzechy, które
sam zdefiniował i na nich nałożył. Po śmierci i zapłaceniu w ten sposób
rzekomej ceny, wraca do siebie, bo zrobił, co miał zrobić. No i wróci, bo mimo
tego, że odkupił grzechy ludzkości, to będzie musiał nas jeszcze ocenić jak
przyjdzie czas odpowiedni.
W to wierzą, w różnych konfiguracjach członkowie kilkudziesięciu
tysięcy denominacji chrześcijańskich z katolicyzmem na czele (Według World Christian Encyclopedia [Oxford
Univ Press, II edycja, 2001] jest, co najmniej 30 tysięcy różnych odmian chrześcijaństwa).
Ja uważam wiarę w te historyjkę za groźną i już do tego przechodzę.
Zagrożenie
Po pierwsze sama koncepcja grzechu, z którym się rodzimy
jest absurdem. Ma to na celu zmuszenie wiernych do zapisywania nieświadomych dzieci
do kościoła. Bo jedynie poprzez akceptację męczeńskiej śmierci ich mitycznego
bożka można zmyć z siebie ten grzech. Czyli nie ważne czy jesteś całe życie
dobrym człowiekiem, nigdy nie zrobiłeś nikomu nic złego. W świetle religii
chrześcijańskiej zasługujesz na piekło, bo kiedyś, inna mityczna postać złamała
nakaz Boga. Powoduje to, że dzieci są wychowywane w ciągłym poczuciu winy. O
tym jak szkodliwe dla rozwoju młodego umysłu jest wpędzanie go w nieuzasadnione
poczucie winy, chyba nie muszę tłumaczyć…a to robicie oddając dzieci na religię i zmuszając je do akceptacji dogmatów chrześcijańskich.
Po drugie. Koncepcja nadnaturalnego odpuszczenia wszystkich
grzechów jest chyba najbardziej złowrogim narzędziem w rękach chrześcijan. Możesz
być bydlakiem, chujem i mordercą. Jeśli jednak czujesz żal, wyznasz swoje
grzechy i wypełnisz pokutę, to zostaną Ci one odpuszczone. Z tym, że pokuta nie
ma nic wspólnego z odkupieniem się skrzywdzonym. Nie. Wystarczy, że szepniesz o
tym kapłanowi, on nakaże Ci złożyć ofiarę na kościół lub odbębnić paciorek i
pal sześć ofiary. Ty masz odpuszczone.
Wzorcem dla tego mechanizmu jest właśnie historia o Jezusie. Bo skoro sam Bóg
poprzez karę, która nie była karą, (bo zmartwychwstanie po śmierci chyba
niweluje karę śmierci, dlatego nie rozumiem, dlaczego wierzący nadal traktują Jezusa
jak męczennika, przecież nie umarł!) odpuszcza wszystkie grzechy, to Ty przez
modlitwę możesz sobie ulżyć ze swoimi. Prowadzi to przede wszystkim do rozmycia
odpowiedzialności za swoje czyny. Bo jeśli kapłan w imieniu Boga może wybaczyć Ci
zły uczynek wobec bliźniego, to masz wybaczone i chuj bliźniemu w dupę.
Wystarczy, że raz wejdziesz na te karuzelę i w nią uwierzysz, możesz stracić
realny kontakt ze skutkami swoich czynów. Skoro jedynym wynikiem Twoich złych
uczynków jest konieczność opowiedzenia o tym obcemu i niezwiązanemu z nimi
facetowi i odbębnienie paciorka, to co Cię powstrzymuje przed ponownym uczynieniem
tego samego. Ja sam byłem katolikiem i pamiętam, że moja spowiedź w 99% zawsze zawierała
tę samą wyliczankę. Spowiedź nie uczyła mnie tego, że należy przestać to robić.
Uczyła mnie jedynie tego, że mogę to robić, jeśli później pójdę i o tym opowiem
księdzu.
Zauważcie jeszcze jedną rzecz, która wynika z pierwszego i
drugiego punktu. Jeżeli mamy wpojone poczucie winy i jedynie dzięki Bogu się go
możemy pozbyć, to naturalne stają się dziwne zachowania. Między innymi takie, że
za każdą porażkę w swoim życiu nakładamy na siebie ciężar, a każdy sukces
przypisujemy Bogu. To jest chore i szkodliwe, bo zabieramy sobie wyniki naszej
ciężkiej pracy. Mało tego, wierząc w to, że sukces jest jedynie możliwy dzięki
Bogu, to dokładamy sobie niezależnie od tego winę, że to nie nasz sukces. Jak
widzicie cały mechanizm grzechu opiera się tylko i wyłącznie na pielęgnowaniu własnego
poczucia winy. Na niczym więcej.
W chrześcijaństwie rodzisz się winny, przez całe życie
pielęgnujesz tę winę i umierasz też z poczuciem winy. A wszystko tylko, dlatego
że wierzysz w bajkę o zapładniającym dziewicę Bogu, który poświęca samego
siebie, na chwilę, żeby zmazać wymyślony grzech. Grzech, który sam nałożył i
dla którego pozornego zmazania zrobił szopkę z rzekomą śmiercią, której nie
było i synem, który jest nim.
Poza tym, jeśli wierzysz, że Jezus odkupił wszystkie grzechy
to, czym się przejmujesz? Masz odkupione! Cały kościół, przykazania i
moralitety kapłanów są bez sensu! Przecież Jezus już za wszystko zapłacił swoją
śmiercią. I to moim zdaniem jest klucz do tego, że tak naprawdę tylko wiara
absolutna może prowadzić do absolutnego moralnego zepsucia. Bo jeśli patrzysz
na siebie poprzez pryzmat chociażby odpowiedzialności za swoje czyny, to jesteś
bardziej moralny niż jakikolwiek modlący się idiota, który prosi Boga o
przebaczenie za krzywdy, które wyrządził innym.
Wypoczywajcie zatem w te wolne dni. Ja jutro robię swoje,
bo od bloga nie ma wolnego…czyli będzie jutro Mały Wkurw J
Amen
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz