Wszyscy zainteresowani tematem kreacjonizmu, niezależnie czy
są jego zwolennikami czy też po prostu czytają ich artykułu i wypociny dla
czystej rozrywki, znają problem gatunków endemicznych. Zwłaszcza na kontynencie
australijskim.
Problem polega na tym, że kreacjoniści twierdzą, że Arka
Noego wylądowała na górze Ararat (dzisiejsza Turcja) i stamtąd zwierzęta rozprzestrzeniły
się po całej Ziemi. Z Turcji do Australii jest około 10 000 kilometrów.
Największy z Kangurów może poruszać się z prędkością maksymalną 48 km/h. Czyli jeśli
założymy, ze kangury nie śpią, nie musza odpoczywać, zerować i mają do
przebycia te odległość po ladzie w linii prostej – zajęłoby im to około 10 dni.
ALE…nie możemy tego założyć! Bo nawet, jeśli udałoby im się dostać na Jawę czy
Bali (Indonezja) to między wybrzeżami tych wysp a Australią jest nadal ponad
1000 kilometrów wody! Zatem spokojnie możemy włożyć tę hipotezę między bajki.
W sukurs naszym dociekaniom przychodzą kreacjoniści ze
strony Answers
In Genesis. Otóż wyjaśnieniem tego zjawiska mają być…nie uwierzycie, więc przetłumaczę
to dosłownie:
„Jest mały sekret, jak
nielatające zwierzęta mogły dotrzeć do najbardziej odległych krańców ziemi po
Potopie. Wiele z nich mogło płynąc na powszechnie pływających pniach drzew,
pozostałościach po przedpotopowych lasów, które były zniszczone podczas Potopu
i prawdopodobnie przez wiele dekad dryfowały po światowych oceanach, razem z prądami
oceanicznymi.”
Są jeszcze dwa wytłumaczenia – że ludzie je przenieśli oraz,
że istniały mosty lądowe.
Nie wiem czy wymaga to jeszcze dalszego komentarza, ale to
zrobię.
Po pierwsze – jak endemiczne zwierzęta dostały się na bliski
wschód do Arki? Przed potopem nie było żadnych „pływających pni”? No chyba, że kicały
sobie wcześniej wszędzie po Eurazji…tylko, że nie ma na to żadnych dowodów, żadnych
śladów…
Po drugie – 1000 kilometrów na pniaku? Bez wody, pożywienia,
na środku oceanu. I to przy założeniu, że dostały się jakimś dziwnym trafem na
wyspy indonezyjskie. Bo jeśli nie, to odległość rośnie do ponad 5,5 tysiąca
kilometrów (od wybrzeży Indii do Australii). Jakim cudem zwierzęta zorganizowały
taką podróż? Zbudowały tratwy ze sterami? Jak uniknęły sztormów i prądów, które
mogły zanieść je zupełnie gdzie indziej? A przecież były tylko dwa i jak by
cokolwiek się stało, to koniec – nie ma gatunku…
Po trzecie – jak dostały się do Australii inne gatunki
endemiczne – stekowce (dziobaki i kolczatki) i inne torbacze (w Australii ponad
200 gatunków), które są mniejsze od kangurów i wolniejsze. W torbach
kangurzych?
Zastanawiałem się czy kreacjoniści mogą mnie czymś zaskoczyć
i rozbawić.
Udało im się. Dzięki nim będę miał dobry humor przez resztę wieczoru. J
Udało im się. Dzięki nim będę miał dobry humor przez resztę wieczoru. J
Do napisania tekstu zainspirował mnie film, z którego sięgnąłem
do źródeł:
Miłego wieczoru! J
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz